„Wszystkie rozmowy są nagrywane" – taki komunikat coraz częściej pojawia się nie tylko wtedy, gdy dzwonimy do banku czy firmy ubezpieczeniowej. Nagrywanie rozmów z klientami staje się powszechną praktyką. Stosują ją nie tylko firmy do celów handlowych, co budzi wątpliwości i pytania o możliwość nadużyć.
– Podczas takich rozmów klientów z ich biurami obsługi ujawniane są wrażliwe dane. Trzeba sprawdzić, czy nie mamy do czynienia z niekontrolowanym wykorzystaniem ich do inwigilacji obywateli – uważa poseł Jarosław Zieliński z PiS, były wiceminister spraw wewnętrznych, który złożył interpelację do ministra transportu Sławomira Nowaka.
Dla celów handlowych
Prawo telekomunikacyjne (art. 159 ust. 2) pozwala nagrywać rozmowy tylko w celach handlowych, gdy jest to niezbędne do wykonania usługi, dla zapewnienia dowodów transakcji. Klient musi być uprzedzony, by w razie braku zgody mógł zrezygnować.
Na odległość, przez telefon czy Internet załatwia się dzisiaj coraz więcej spraw, a nagrywanie staje się wszechobecne. Stosują je banki, firmy telekomunikacyjne, ubezpieczeniowe, firmy prywatne, ale także wiele państwowych urzędów. Przez telefon można zgłosić stłuczkę, wykupić polisę, zawrzeć umowę na założenie kablówki czy zakup telefonu komórkowego. Ma to dobre strony, bo ułatwia życie. Ale zdarza się, że klient jest stawiany pod ścianą i jeśli nie godzi się na nagrywanie, nie dowie się nawet o warunkach usługi.
– W czasie takich rozmów klient musi podać nazwisko, adres, datę urodzenia, a często też numer PESEL. To wrażliwe dane. Czy wszystkie firmy, które ich żądają, powinny mieć do nich dostęp – pyta poseł Zieliński, który uważa, że skala nagrywania rozmów jest dziś tak duża, że budzi podejrzenia o nadużywanie przepisów.