Prędkość audi, które rozbiło się w lutym ubiegłego roku w Oświęcimiu z premier Beatą Szydło na pokładzie, to – obok włączonej sygnalizacji dźwiękowej – najważniejszy parametr, którego brakuje śledczym do wskazania winnego tego zdarzenia. Okazuje się, że tych istotnych informacji nie dostarczy śledczym komputer pokładowy wartej 2,5 mln zł limuzyny – ustaliła „Rzeczpospolita".
– W lutym ubiegłego roku dosyć szczegółowo analizowaliśmy możliwości stwierdzenia, czy da się ustalić, w oparciu o seryjne, montowane w fabryce urządzenia znajdujące się w samochodzie, prędkość, z jaką poruszał się pojazd – mówi „Rzeczpospolitej" Leszek Kempiński, PR menedżer Audi i Volkswagen Group Polska. – Niestety, nie jest to możliwe w tym samochodzie. Prędkości niestety nie zapisuje, a jedynie przebieg pojazdu i godzinę zdarzenia. Sama jazda nie jest zdarzeniem nadzwyczajnym, dlatego nie jest zapisywana – przyznaje.
To zaskakująca informacja, bo po wypadku prezydenta Andrzeja Dudy na autostradzie A4 pod Opolem, bez większych przeszkód prokuraturze udało się ustalić, z jaką prędkością jechało pancerne bmw w chwili rozerwania się tylnej opony.
Komputer na pomoc
4 marca 2016 roku, jadąc autostradą A4, prezydenckie auto wpadło w poślizg i zjechało do rowu. Śledczym w wyjaśnieniu zdarzenia pomogło specjalne oprogramowanie.
– Na podstawie danych odczytanych z komputera pokładowego ustalono, że pierwszy komunikat związany z uszkodzeniem prawej tylnej opony został wygenerowany przy prędkości 170,1 km/h. By odczytać dane z pamięci komputera pokładowego, konieczne było zasięgnięcie pomocy przedstawiciela producenta pojazdu – wiązało się to bowiem z użyciem komputera z dedykowanym oprogramowaniem – opowiada nam prok. Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.