Cały Mirosławiec żyje katastrofą. W tym mieście prawie każdy jest związany z wojskiem i ma w jednostce kogoś z rodziny lub znajomego. – Bo Mirosławiec to lotnisko, a lotnisko to Mirosławiec – mówi Wanda Zabost, jedna z mieszkanek. – Tam byli moi sąsiedzi. Zawsze rano widziałam, jak samochód wojskowy czekał na dowódcę bazy. A dzisiaj nie czekał... Nie mogę dojść do siebie – przyznaje.
W środę zginęło pięciu żołnierzy z dwóch stacjonujących tam eskadr. Mieszkańcy najczęściej wspominają pułkownika Jerzego Piłata, dowódcę 12. Bazy Lotniczej. Znali go prawie wszyscy – chociaż z widzenia.
– Pracowałam w barze w jednostce, znałam dowódcę, dobry człowiek, bardzo współczuję żonie – mówi cicho Dorota Kmiecik.
– Zawsze można było na niego liczyć, kiedy potrzebowaliśmy autobusu na wyjazd – dodaje Helena Borkowska, członkini miejscowego klubu śpiewaczego.
Burmistrz Elżbieta Rębecka-Sabak podkreśla, że pułkownik Piłat bardzo interesował się miastem. – Tak wiele spraw omawialiśmy i wiele z nich pozostało niezałatwionych, nie zdążył przekazać ich następcy. Pułkownik angażował się w sprawy szkoły, klubu sportowego, a nawet zespołu folklorystycznego. Chwilowo może być wielki chaos, przecież wszyscy dowódcy nie żyją. Oczywiście wakaty zostaną zapełnione. Ale to byli ludzie, z którymi nie tylko współpracowałam, ale się przyjaźniłam – dodaje przygnębiona.