– To błyskawiczny awans, spotykany w warunkach wojennych, w czasie pokoju zdarza się tylko w nadzwyczajnych okolicznościach – komentuje gen. Stanisław Koziej, ekspert wojskowy oraz doradca ministra obrony Bogdana Klicha.
Wniosek o nominację na stopień generała dywizji dla gen. Tłoka-Kosowskiego podpisał 15 listopada, a więc kilka dni przed opuszczeniem stanowiska, ówczesny minister obrony Aleksander Szczygło. – To był mój ostatni wniosek o nominację generalską, ale uważam, że to bardzo dobry oficer i nie żałuję swojej decyzji – mówi „Rz” były szef MON.
Jednak zanim oficer odebrał kolejne szlify generalskie, minęły dwa miesiące. Uroczystość odbyła się w Pałacu Prezydenckim 17 stycznia. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że gen. Tłok-Kosowski odebrał nominację na drugą gwiazdkę pod nieobecność w kraju ministra obrony narodowej. Minister Bogdan Klich kończył wówczas oficjalną wizytę w Stanach Zjednoczonych. Na uroczystość nie został też zaproszony przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej Janusz Zemke.
– PiS urządzało szumne uroczystości, na których awansowani byli generałowie. Dlatego zaskakujące jest to, że tym razem zrobili to w sposób tajny. Widocznie sprawa jest wstydliwa – zastanawia się Jerzy Szmajdziński z LiD, wicemarszałek Sejmu, były minister obrony.
Sam generał Tłok-Kosowski twierdzi, że nigdy nie zależało mu na gwiazdkach i awansach. – O nominacji dowiedziałem się dopiero w grudniu, a to, że nie wiedziałem o tym wcześniej, świadczy, że o nią nie zabiegałem. Rozumiem, że zostałem doceniony za wiele lat mojej wcześniejszej służby w wojsku – mówi generał.