To on sparaliżował kraj. Albo nie on

Wiedzieliśmy, że nie jest święty, zawsze się na niego coś znajdzie. Ale w tej sprawie nie ma dowodu – mówi nam wysokiej rangi policjant.

Publikacja: 02.07.2013 01:46

Marcin L. wpadł w ręce policji w piątek na lotnisku. Czy wracałby do kraju, gdyby to on stał za bomb

Marcin L. wpadł w ręce policji w piątek na lotnisku. Czy wracałby do kraju, gdyby to on stał za bombowymi alarmami?

Foto: Policja

Aresztowany w związku z serią fałszywych alarmów bombowych Marcin L. rok temu skończył informatykę w Wyższej Szkole Technologii Informatycznych w Katowicach. Od kilku lat dorabiał dorywczo w Anglii jako operator wózków widłowych i magazynier w sklepie komputerowym.

E-mail o podłożeniu ładunków wybuchowych trafił w ubiegły poniedziałek w nocy do 22 instytucji, w tym szpitali, sądów i centrów handlowych i prokuratur. We wtorek ewakuowano 2,5 tys. osób. W piątek rano Marcin L. wylądował na lotnisku w Pyrzowicach, gdzie czekali już na niego funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego.

„Rz" rozmawiała z osobami zbliżonymi do śledztwa. W sprawie jest wiele wątpliwości. Bo czy autor e-maili o bombach wracałby do Polski, wiedząc, że jest rozpracowywany? I czy umieszczałby w e-mailach swoje nazwisko? Czy w cztery dni policja była w stanie uzyskać mocne dowody winy L., skoro wiadomości wysłano z serwerów zarejestrowanych w USA, Niemczech i Francji?

– Uznaliśmy, że dowody są wystarczające do przedstawienia zarzutów i wniosku o areszt, co potwierdził sąd – stwierdza prok. Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Nie zdradza, czy L. się przyznał.

Marcin L. mieszka w Katowicach na os. Witosa. – Nie chcę rozmawiać z prasą – mówi nam kobieta mieszkająca pod adresem, gdzie jest zameldowany.

Jak stwierdził w sobotę komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński, „policja jest przekonana, że to właśnie ten mężczyzna stoi za alarmami". Zdradził, że informacje o rzekomych bombach wysyłał on z Wielkiej Brytanii za pośrednictwem dwóch skrzynek e-mailowych, przez telefon komórkowy, stosował też techniki szyfrowania.

Wysokiej rangi funkcjonariusz mówi jednak „Rz", że policja, zatrzymując wcześniej dwójkę podejrzewanych (są już na wolności), a potem Marcina L., nie dysponowała mocnymi dowodami ich winy. – L. oraz dwójka zatrzymanych w ubiegły wtorek przewijała się w rozpracowywanych przez nas sprawach z zakresu przestępczości internetowej, stąd analizowaliśmy ich w pierwszej kolejności. Dobrze wiemy, że nie są święci i zawsze coś można na nich znaleźć, ale w tej sprawie na ma żadnego dowodu. CBŚ liczył, że się wysypią, a dowody same wpadną w ręce – mówi.

Haker z przeszłością

Według ustaleń „Rz", nazwisko Marcina L. znajdowało się w rozsyłanych wiadomościach, a jego przeszłość jest świetnie znana organom ścigania. Był trzykrotnie skazany za przestępstwa za pomocą Internetu. W sieci ogłaszał się jako specjalista od utrzymania serwisu internetowego, e-commerce i programowania. Wyroki otrzymywał w zawieszeniu i nadal parał się oszustwami.

Od wielu miesięcy Prokuratura Rejonowa Katowice-Zachód prowadziła śledztwo w sprawie kolejnych przestępstw L. – Pobierał zaliczki od klientów, po czym, nie wykonując zleceń, znikał. Były to kwoty od kilkuset złotych do kilku tysięcy – mówi „Rz" Zbigniew Chromik, szef tej prokuratury.

Śledczy od kilku tygodni zamierzali mu postawić 32 zarzuty, ale L. zniknął. Jak się dowiedzieliśmy, 2 lipca prokuratura miała wystąpić do sądu o jego aresztowanie i wystawienie za nim listu gończego. Wszystko nieoczekiwanie się zmieniło, kiedy CBŚ wytypował go jako autora alarmów.

Sędzia Sądu Rejonowego Katowice-Wschód w sobotę najpierw zasądził areszt wobec Marcina L. za oszustwa, a potem – za e-maile o bombach. Czy decydując w tej drugiej sprawie, mógł się zasugerować pierwszą? – Nie znam zgromadzonych w tej sprawie materiałów. Jednak fakt, że tego człowieka ścigają dwie prokuratury w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstw, na pewno utwierdza sędziego w przekonaniu o konieczności zastosowania tymczasowego aresztu – mówi „Rz" prof. Piotr Kruszyński, karnista z UW.

L. ma licznych wrogów, w Internecie można znaleźć dziesiątki wpisów przy jego nazwisku o tym, że jest bezkarnym oszustem. Wiele osób miałoby dobry powód, by próbować go wrobić w sprawę fałszywych alarmów, podszywając się pod jego adres IP. – To możliwe, a taka technika nazywana jest war driving – tłumaczy Zbigniew Engiel, rzecznik Mediarecovery, firmy zajmującej się informatyką śledczą. – Wsiada się do samochodu z komputerem i wyłapuje niezabezpieczoną sieć. Włamując się do niej, dokonuje się przestępstwa, np. wysyła się e-mail o bombie. To koronny dowód elektroniczny, tyle że osoba, której IP komputera użyto, nie jest tym przestępcą – mówi Engiel.

Anonimowi górą

E-maile, które miał wysyłać L., szły przez zachodnie serwery, m.in. w USA, były szyfrowane, co bardzo utrudnia ustalenie sprawców. Czy w kilka dni można namierzyć nadawcę?

– Od strony technicznej, informatycznej ustalenie autora takich e-maili nie jest trudne, bo w Internecie zawsze jakiś ślad zostaje. Trudność rodzą różnice prawne kraju i operatorów, gdzie jest zarejestrowany serwer, i biurokracja z tym związana. Często bywa, że są to rzeczy nie do przeskoczenia. Tak było chociażby z fałszywym e-mailem wysłanym rzekomo z sejmowej poczty posłanki Beaty Kempy – mówi Zbigniew Engiel.

W 2011 r. tuż przed wyborami ktoś wysłał e-mail, w którym posłanka oświadcza, że rezygnuje ze startu w wyborach. Była to fałszywka – wiadomość wysłano z czeskiej witryny emkei.cz, która pozwala podszywać się pod inne osoby, z serwera znajdującego się w Phoenix, stolicy stanu Arizona. Prokuratura wystąpiła o pomoc prawną do USA – bez efektów. Śledztwo umorzono.

Nie wykryto także hakerów, którzy w styczniu i lutym 2012 r. zablokowali strony internetowe kilku urzędów centralnych, w tym kancelarii Sejmu i Premiera, Ministerstwa Kultury, a nawet ABW i Komendy Głównej Policji.

– W końcu maja śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Były podejmowane próby ich ustalania, typowane i sprawdzane adresy IP, jednak te działania nie doprowadziły do ustalenia autorów tamtych działań – mówi „Rz" Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Dlaczego nie udało się ustalić sprawców? Dane dotyczące IP oraz użytkowników przechowywane są przez dostawców Internetu przez 12 miesięcy. Od ataku minęło już zaś półtora roku, więc dane użytkowników, którzy mogli stać za atakami, zostały zgodnie z prawem zniszczone.

Śledczym utrudniła sprawę technika zastosowana przez hakerów. – Atak został przeprowadzony z 1 mln 396 tys. adresów IP z całego świata – mówi prok. Katarzyna Calów-Jaszewska. To oznacza miliony potencjalnych sprawców.

Ich wykrycie dodatkowo utrudnia to, że – czego nie wykluczył biegły – „sprawcy mogli korzystać z publicznych punktów internetowych". Programy, których użyli, zaprzęgały zaś do ataku na urzędowe strony komputery należące do nieświadomych niczego osób.

Bezsilni wobec hakera

Aresztowany w związku z serią fałszywych alarmów bombowych Marcin L. rok temu skończył informatykę w Wyższej Szkole Technologii Informatycznych w Katowicach. Od kilku lat dorabiał dorywczo w Anglii jako operator wózków widłowych i magazynier w sklepie komputerowym.

E-mail o podłożeniu ładunków wybuchowych trafił w ubiegły poniedziałek w nocy do 22 instytucji, w tym szpitali, sądów i centrów handlowych i prokuratur. We wtorek ewakuowano 2,5 tys. osób. W piątek rano Marcin L. wylądował na lotnisku w Pyrzowicach, gdzie czekali już na niego funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego.

Pozostało 91% artykułu
Służby
Kto nagrywał białoruskich kibiców na meczu w Warszawie? Czy sprawą zajmą się służby?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Służby
Strefa buforowa na granicy z Białorusią zostanie na dłużej
Służby
Piotr Pogonowski zatrzymany. Został doprowadzony do Sejmu na przesłuchanie
Służby
„O Pegasusie dowiedziałem się z mediów”. Były szef ABW Piotr Pogonowski zeznawał po doprowadzeniu przed komisję śledczą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Służby
Piotr Pogonowski: Jako były szef ABW chciałbym sprostować kłamstwa o Pegasusie