Największy zakład Polskiej Grupy Zbrojeniowej, skarżyskie Mesko, od października nie może dostarczyć MON pierwszej partii 150 nowych rakiet przeciwlotniczych o nazwie Piorun. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, we wrześniu ubiegłego roku podczas testów doszło do wybuchu komory silnika startowego. Tak samo źle skończyły się testy w kwietniu i czerwcu. Producent musi zapłacić Ministerstwu Obrony Narodowej już ponad 20 mln zł kary za opóźnienia.
MON podpisał umowę z Mesko na 420 mechanizmów startowych i 1300 pocisków Piorun w grudniu 2016 r. Miały one zastąpić używane obecnie w polskiej armii przenośne zestawy Grom. O innowacyjnym Piorunie, nad którym konstruktorzy Mesko pracowali co najmniej sześć lat, rozpływały się branżowe media. Miał być lepszy od amerykańskiego Stingera, a ze względu na unikalne rozwiązania technologiczne objęty zakazem eksportu.
Szokujące wyniki audytu
Okazuje się jednak, że producent ma spore problemy z ich jakością. „Rzeczpospolita” dotarła do wyników audytu w Mesko, jaki zlecił poprzedni prezes spółki Mariusz Kolankowski. Audyt miał szczególnie koncentrować się na procesie kontroli produkcji rakiety Piorun. Jego wyniki szokują. Audytorzy wskazują na „niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia zarówno samych pracowników, jak i żołnierzy posługujących się produktami wytwarzanymi przez MESKO S.A.”.
Raport opisuje, że we wrześniu 2017 r. podczas testów (tzw. badanie niszczące) wojska na poligonie w Drawsku Pomorskim doszło do wybuchu komory silnika startowego. Cudem nie doszło do eksplozji głowicy bojowej, bo wtedy zginęłoby nawet kilkudziesięciu żołnierzy znajdujących się na poligonie. Cała partia została wycofana.
Po tym zdarzeniu audytorzy badający Mesko wraz z przedstawicielami MON sprawdzili grubości ścianek komory. „Na 81 sztuk komór aż 12, tj. około 15 proc., miało ścianki poniżej normy” – głosi raport. Wszystkie przeszły wcześniej pozytywną kontrolę jakości.