Krytyczni są ci, którzy w ostatnich wyborach parlamentarnych oddali głos na Prawo i Sprawiedliwość (80 proc.) i Konfederację (62 proc.), a dobrą opinię mają wyborcy Koalicji Obywatelskiej (79 proc.), Nowej Lewicy (73 proc.) oraz Trzeciej Drogi (72 proc.). Widoczna jest też polaryzacja wśród wyborców, którzy uczestniczyli w ostatnich wyborach prezydenckich, ale z jedną niespodzianką. Otóż źle oceniają działania instytucji państwowych w obliczu ujawnionej dywersji wyborcy Karola Nawrockiego (87 proc.), Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga (po 55 proc. wskazań), a dobrze wyborcy Rafała Trzaskowskiego (85 proc.), Szymona Hołowni (82 proc.), Magdaleny Biejat (66 proc.), a także... Grzegorza Brauna (54 proc.). Ci ostatni rządu nie popierają, prezentują też postawę antyukraińską i prorosyjską.
Błędy państwa w komunikacji
strategicznej
Niewątpliwie na opiniach społecznych zaważyło pierwsze kilkadziesiąt godzin po ujawnieniu, że w wyniku eksplozji materiałów wybuchowych uszkodzony został tor na trasie kolejowej Warszawa–Lublin w miejscowości Mika w powiecie garwolińskim. Pomimo tego, że jeden z portali związanych z koleją podał na platformie X, że mogło dojść do dywersji i opublikował zdjęcie uszkodzonej szyny, rzeczniczka MSWiA Karolina Gałecka zdecydowanie twierdziła, że „na ten moment brak podstaw, by mówić o celowym działaniu osób trzecich (…) spekulacje mogą wywoływać niepotrzebne emocje i poczucie zagrożenia”.
Już w kilka godzin później premier Donald Tusk podał, że w tej sprawie jest w stałym kontakcie z szefem MSWiA i nie wykluczył, że „mamy do czynienia z aktem dywersji i trwają czynności odpowiednich służb”. Potwierdził to podczas posiedzenia Sejmu, gdy ujawnił m.in., że służby ustaliły dwóch sprawców dywersji, którymi okazali się obywatele Ukrainy. A ci po dokonaniu zamachu spokojnie wyjechali na Białoruś. Niebawem okazało się dodatkowo, że okoliczni mieszkańcy, słysząc huk, zaalarmowali policjantów, ale ci nic nie stwierdzili. Jak ujawniliśmy w „Rzeczpospolitej”, po uszkodzonym torze przejechało kilka pociągów i cudem nie doszło do wykolejenia któregoś z nich.
Politycy opozycji zarzucali rządowi nieudolność. „Kolejarze kilka dni przed incydentem alarmowali o podejrzanych sytuacjach na obszarze, na którym później doszło do uszkodzenia torowiska. Według Marcina Kierwińskiego policja nie interweniowała, bo było… za późno. Po incydencie każdy z członków rządu mówił o innej wersji wydarzeń, wprowadzając chaos komunikacyjny” – komentował wiceprezes PiS, poseł Mariusz Błaszczak na portalu X. „Akt sabotażu, do którego doszło w powiecie garwolińskim obnażył totalną bezsilność państwa, którym zarządza Tusk. Na terytorium RP wpuszczono osobę karaną za dywersję, która następnie mogła spokojnie wyjechać” – kontynuował i twierdził, że rząd „był głuchy na alarmujące wiadomości, które były przesyłane przez kolejarzy. Zawiodła również komunikacja po dokonanej dywersji”.