– Amerykanie mają takie powiedzenie: „Keep pushing”. Naprzód – mówił optymistycznie generał Franciszek Gągor, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, po przegranej batalii. Cytował Amerykanów, choć to prawdopodobnie za ich sprawą Polska nie dostanie prestiżowego stanowiska. Co prawda wybory w brukselskiej siedzibie sojuszu były tajne, ale dyplomaci NATO przyznają, że bez zgody Amerykanów tak ważne decyzje nie zapadają.
Na nowego szefa Komitetu Wojskowego, który jest ciałem doradczym sekretarza generalnego NATO, został wybrany 63-letni włoski admirał Giampaolo Di Paola. Nie wiadomo dokładnie, jak rozłożyło się poparcie wśród szefów sztabów 26 państw członkowskich. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w pierwszej turze głosowania za Włochem było 13 państw, za Polakiem – 12, a jeden głos padł na Hiszpana.
Do drugiej tury przeszło dwóch wojskowych z najlepszymi wynikami. I – zgodnie z tradycją – kolejne głosy liczono do 14. Wiadomo więc, że na tym etapie Włoch miał poparcie 14 państw, Polak – ośmiu, a czterech pozostałych głosów w ogóle nie sprawdzono.
– Zrobiłem wszystko, żeby wygrać. Cieszę się z poparcia, które dostałem jako przedstawiciel Polski – powiedział Gągor. Według niego nasz kraj nie powinien się obrażać na sojuszników, ale jeszcze bardziej angażować w operacje NATO.
Polscy dyplomaci przedstawiali pierwszego żołnierza RP jako murowanego kandydata. Młodszy wiek, doświadczenie w wielu misjach NATO i dyplom National Defence University w Waszyngtonie dawały nadzieję na poparcie USA, których głos miał znaczenie dla części innych państw. Na korzyść Polaka działał też fakt, że Włochy mają już jedno wysokie stanowisko w NATO – jedynego zastępcy sekretarza generalnego.