60-letni Widacki znajduje się w oku politycznego cyklonu. Posłowie PiS już od kilku dni gwałtownie protestują przeciwko jego udziałowi w komisji śledczej ds. nacisków politycznych na służby specjalne. Mecenas został bowiem oskarżony przez białostocką prokuraturę o nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań oraz wynoszenie z więzienia grypsów klientów. – Nie przesądzamy o winie Widackiego, ale uważamy, że nie jest w stanie pozbyć się skłonności do mataczenia – mówiła wczoraj w Sejmie jedna z posłanek PiS.
Widacki zachowuje olimpijski spokój. Zarzuty uważa za pomówienia. Podobnego zdania są jego klubowi koledzy. – Nie możemy brać pod uwagę oskarżeń przestępcy, który odsiaduje wyrok 25 lat więzienia i raz oskarża o naciski Widackiego, a innym razem prokuratora Jerzego Engelkinga – mówi Wojciech Olejniczak, szef Klubu LiD. Prof. Marian Filar z LiD dodaje, że „wiarygodność tego nieszczęśnika Sławomira R. jest warta funta kłaków”. Również krakowscy adwokaci powątpiewają w winę Widackiego.
– Nie przypuszczam, by ze swoją marką zawodową brał się za prymitywne metody, wchodził w układy z półświatkiem i przenosił grypsy – mówi krakowski adwokat.
Dlaczego lewica właśnie Widackiego oddelegowała do komisji śledczej?
– Był wiceministrem spraw wewnętrznych i zna sposób funkcjonowania służb – tłumaczy Olejniczak.