W Urzędzie Ochrony Państwa, a potem w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przez lata działała specjalna komórka – wydział VI – zajmująca się inwigilacją na potrzeby kontrwywiadu – doniósł „Dziennik”.
– „Szóstkarze” byli odseparowani od reszty funkcjonariuszy, wchodzili osobnym wejściem. Nie wiedzieliśmy, czym się zajmują. Wyglądało to jak tajny wydział CIA z „Trzech dni Kondora”. Kontrolowali ich jedynie szefowie kontrwywiadu – relacjonuje gazecie były pracownik ABW. Inny z informatorów przyznał, że wydział VI, podobnie jak cały kontrwywiad, przeszedł proces weryfikacji komunistycznych służb prawie nietknięty, a szefem komórki był oficer z kilkunastoletnim stażem w SB.
Wydział kazał zlikwidować dopiero we wrześniu 2006 r. ówczesny szef ABW Bogdan Święczkowski. Powód? Mógł posiadać informacje, że wydział prowadził bezprawne działania.
– Komisja ds. służb powinna sprawdzić, czy wydział ten nie łamał prawa – uważa Janusz Zemke, członek speckomisji.
Z informacji „Rz” wynika jednak, że chodziło nie o wydział VI, lecz V. – Nie demonizowałbym działalności wydziału V – mówi „Rz” gen. Andrzej Kapkowski, były szef UOP. – Wykonywał on działania specjalne, które w żargonie służb nazywamy dosiadem. Polegały one m.in. na tajnym wchodzeniu, wykonaniu określonego zadania i opuszczeniu miejsca tak, aby nikt się nie zorientował – dodaje.