Sąd stwierdził, że nie wystarczy zaświadczenie IPN, by zabrać komuś rentę lub emeryturę. – Każdą sprawę należy ocenić indywidualnie – uzasadniała przewodnicząca składu.
Historię porucznika Wojciecha Raczuka opisaliśmy w „Rzeczpospolitej" w ubiegłym roku. Raczuk od 1983 r. jest inwalidą II grupy, po tym jak w pościgu za zabójcą Józefem Koryckim został podziurawiony kulami z broni maszynowej. Był wtedy funkcjonariuszem wydziału kryminalnego, inspektorem w sekcji zabójstw Komendy Wojewódzkiej MO w Białej Podlaskiej. 8 lutego 1982 roku podczas próby zatrzymania jednego z najgroźniejszych wówczas przestępców kryminalnych, ściganego za zabójstwo został ciężko ranny – dostał 18 kul z broni maszynowej. Gdyby nie portfel, który miał w kieszonce na piersi, Raczuk by nie przeżył – jedna z kul trafiła w serce. Ten cud uratował mu życie. Nigdy do służby nie wrócił – po długiej rekonwalescencji, w sierpniu 1983 r. przeszedł na dożywotnią rentę inwalidzką.
Po 35 latach Raczuk z bohatera stał się esbekiem, który nie zasługuje na wysoką rentę – znalazł się wśród 32 tys. byłych funkcjonariuszy, których objęła ustawa dezubekizacyjna rządu PiS. W lipcu 2017 r. roku otrzymał decyzję dyrektora Zakładu Emerytalno-Rentowego MSWiA o obniżeniu mu renty inwalidzkiej z 2,8 tys. zł netto do 854 złotych (ustawa dotknęła także jego żonę).
Dlaczego Raczuk został dezubekizowany? Bo kiedy on walczył o życie w szpitalu, jego przełożeni zdecydowali, że „awansują" go na stanowisko zastępcy kierownika MO ds. polityczno-wychowawczych w komendzie, by miał wyższą rentę, a jego rodzina zapewniony byt. Raczuk nigdy tej pracy (5,5 miesiąca) nie wykonywał, bo od czasu wypadku był na L4. IPN, wydając opinię, że służył totalitarnemu państwu, wiedział o tym – co wynika z decyzji o obniżeniu mu renty. Raczuk odwołał się od tej decyzji, a sprawa została przeniesiona z Sądu Okręgowego w Warszawie do Sądu Okręgowego w Lublinie.
We środę sąd uznał skargę Wojciecha Raczuka jako w „pełni uzasadnioną". – Tej służby na rzecz totalitarnego państwa nigdy nie podjął – wytknął sąd, podkreślając, że ustawodawcy o to chodziło w ustawie, by obniżyć świadczenia tym, którzy faktycznie wykonywali służbę na rzecz organów państwa. Sąd podkreślił również, że także stanowisko zastępcy kierownika MO ds. polityczno-wychowawczych nie zostało w ustawie wymienione.