Nikola Grbić: Mają iść za mną jak Spartanie

Nowy trener polskich siatkarzy Serb Nikola Grbić o swoich planach budowy drużyny na igrzyska w Paryżu w roku 2024.

Publikacja: 18.01.2022 21:00

Nikola Grbić: Mają iść za mną jak Spartanie

Foto: PAP/Piotr Polak

Rozmawiał pan z prezesem klubu Sir Safety Perugia, w którym pan pracuje, o trenowaniu reprezentacji Polski?

Kiedy sprawy były na wczesnym etapie, to nie było sensu zawracać mu głowy. Gdy się dowiedziałem, że moje szanse na zostanie selekcjonerem są duże, to zaprosiłem prezesa Gino Sirciego na obiad i powiedziałem mu otwarcie, że zamierzam łączyć obie funkcje, ale od razu uciął temat i nie chciał dyskutować. Musiałem z nim szczerze porozmawiać, bo nie chciałem mu okazać braku szacunku. Pokazał mi, jak bardzo mnie ceni, skoro zapłacił ZAKS- ie, by mnie zwolniła, a coś takiego w przypadku trenera siatkarskiego zdarzyło się po raz pierwszy. Jestem w Perugii szczęśliwy, chcę tu wygrywać trofea, ale gdyby prezes zagroził mi zwolnieniem, jeśli wyślę CV do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, to i tak bym to zrobił. Prezes na początku nie zareagował pozytywnie, potem to zaakceptował, choć nie dał mi błogosławieństwa.

Czytaj więcej

Nowi trenerzy reprezentacji Polski w siatkówce kobiet i mężczyzn

Wybór selekcjonera trwał długo. Kiedy zdecydował się pan na start w konkursie?

Wiedziałem, że wrócę do pracy w Polsce, ale nie wiedziałem, kiedy to nastąpi. Zacząłem o tym myśleć, kiedy pojawiła się informacja, że Vital Heynen odchodzi po mistrzostwach Europy. To nie były długie rozważania, bo pojawiła się szansa, by pracować w jednym z najlepszych środowisk siatkarskich na świecie.

Jak się pan czuł słysząc, że wcześniej prezes PZPS Sebastian Świderski wskazał pana jako faworyta?

Myślę, że niektórym się to nie spodobało. Byli trenerzy, którzy nawet nie stanęli z tego powodu do konkursu. Mnie nie zdziwiło, że chce na mnie postawić... A mówiąc poważnie: każdy prezes klubu czy federacji ma swoje poglądy. Wszystko odbyło się jak należy. Każdy mógł aplikować i pokazać swoje karty. Miałem takie same szanse jak wszyscy.

Ma pan listę potencjalnych, polskich współpracowników?

To będzie moje pierwsze zadanie. Nie chcę czekać z wyborem sztabu do kwietnia, bo jest wiele pracy, zwłaszcza że na początku przygotowań może mnie nie być. Mam nadzieję, że dołączę po finale Ligi Mistrzów. Potrzebuję wielu współpracowników, bo jedni będą się przemieszczać ze mną na mecze, a inni zostaną w tym czasie w Polsce, żeby ćwiczyć z tymi, którzy znaleźli się w szerokim składzie. Dobór asystentów nigdy się nie kończy, zupełnie jak w przypadku siatkarzy. Ktoś z nami zacznie przygodę, ale może nie dotrwać do igrzysk w Paryżu. Albo będzie zgoła odmiennie, dojdą nowi ludzie. Podam nazwiska, jeśli tylko to będzie możliwe, ale na pewno ogromna większość będzie z Polski. Zarezerwowałem jedno miejsce na wszelki wypadek dla asystenta zagranicznego, ale nie podjąłem jeszcze decyzji.

Pojawiają się głosy, że czas kapitana reprezentacji Michała Kubiaka dobiegł końca...

Kocham Kubiaka jako siatkarza. Nigdy nie zmierzyliśmy się na parkiecie, bo jest za młody, ale prowadząc Serbię, miałem okazję grać z Polską, w której był Kubiak. Z nim na parkiecie to była zupełnie inna drużyna. Michał jest urodzonym liderem. Na pewno zadzwonię do wszystkich zawodników, którzy występują stale w kadrze, i nie będzie tak, że po prostu wyślę listę powołanych, a tam zabraknie jakiegoś ważnego nazwiska. Michał zrobił wiele dla polskiej kadry, ale jeszcze nie wiem, czy go powołam, podobnie jak kilku innych siatkarzy. Najpierw musimy porozmawiać o moim pomyśle na reprezentację i drodze do igrzysk w Paryżu. Nawet w ostatniej chwili mogą się pojawić nowe nazwiska, tak jak było w reprezentacji Włoch. Muszę zbudować system, nauczyć wszystkich jak pracuję, czego oczekuję, jak mamy funkcjonować jako grupa, poznać lepiej ludzi.

Pojawiały się plotki, że pana asystentem mógłby być Michał Winiarski. Ile jest w tym prawdy?

Michał jest moim przyjacielem, graliśmy razem przez dwa lata. Chciałbym z nim pracować, ale jeszcze do niego nie dzwoniłem. On jest już jest pierwszym trenerem, a czasem ktoś taki nie sprawdza się jako asystent, choć nie mówię, że tak byłoby w przypadku Winiarskiego. Każdy musi znać swoje miejsce. Jeśli zostaje moim asystentem, to ma pracować według moich zasad. Porozmawiamy. Każdy zagraniczny trener brał sobie Polaka za asystenta. Może to będzie Winiarski, a może Kuba Bednaruk? Jeszcze nie wiem.

Będzie rewolucja w składzie?

Budujemy zespół na Paryż, ale chcę też wygrać Ligę Narodów teraz. Młodzi, którzy nadciągają szeroką ławą, muszą się uczyć od bardziej doświadczonych jak radzić sobie ze stresem. Polska ma wielu siatkarzy w szczycie kariery: Olek Śliwka ma 27 lat, Kamil Semeniuk 25, ale i tak muszę się uważnie przyglądać młodzieżowcom, bo przez trzy lata ci młodsi mogą się niesamowicie rozwinąć.

Potrzebuje pan generała na boisku, jakim jest Kubiak, czy może pan być jedynym dowódcą?

Nie potrzebuję żołnierzy, ale wojowników, a to jest różnica. My idziemy na wojnę i potrzebni są mi wojownicy, którzy pójdą ze mną jak Spartanie. Jeśli trzeba się poświęcić przez sześć miesięcy, muszą to wytrzymać. Jeśli nie dasz rady, to lepiej, żeby cię z nami nie było. Tak było w Serbii. Trener może być najlepszy, ale bez zawodników nie zrobi niczego. Oczywiście, posiadanie lidera, który napędza resztę, jest bezcenne. W ZAKS-ie miałem ich kilku. Był rozgrywający Benjamin Toniutti, ale w drugiej linii rządził Paweł Zatorski, trochę taką rolę pełnił również Śliwka. Widzieliśmy w Tokio, co się może stać, jeśli zespół ma tylko jednego lidera: nie ma Kubiaka, to nie wygramy. Zawsze musi być ktoś, kto weźmie na siebie tę rolę. Nie wskażę lidera palcem. To się dzieje jak w sforze wilków. Najsilniejszy bierze przywództwo, a inni to rozumieją i akceptują. Kiedy lider mówi, to inni słuchają. Znam historię, gdy trener kreował rozgrywającego na lidera na siłę, a inni zawodnicy go znienawidzili.

Praca w dwóch miejscach to więcej zalet czy zagrożeń?

Łączenie funkcji jest na pewno wyczerpujące. Największą zaletą jest to, że jesteś ciągle w rytmie, uczysz się, jak rozwiązywać trudne sytuacje, organizować pracę. Siedem lat temu w Perugii byłem najlepszą wersją samego siebie, ale przez ten czas na pewno się zmieniłem. W klubie mam więcej czasu na ukształtowanie graczy. Na zgrupowanie kadry przyjadę niemal z marszu, tuż przed startem sezonu, nie dopilnuję wszystkiego sam. W długiej perspektywie, jeśli będziemy jak dobrze naoliwiona maszyna, nikt na tym nie ucierpi. Mam przed sobą dwa lata kontraktu w Perugii, ale jeśli nie wygram niczego w tym sezonie, to niedługo ten „problem" może zniknąć. Tak to w sporcie bywa.

Pracuje pan z Wilfredo Leonem zarówno w klubie, jak i w kadrze...

Dzięki temu wiem, jak Wilfredo pracuje na co dzień, jakie ma kłopoty. Na początku pracy w Perugii wspomniałem mu, że jest niewielka możliwość, iż zostanę trenerem polskiej kadry po odejściu Heynena. Dodałem, że w ciągu trzech lat mamy szansę zdobyć 15 tytułów. Jest profesjonalistą. Słucha, stara się i ciężko pracuje. Jeśli chcesz być najlepszy, to musisz się stać jak maszyna, nieustannie wychodzić ze strefy komfortu. Inaczej inni cię dopadną i prześcigną. Mówią mi, że Wilfredo wrócił na poziom, jaki prezentował w Kazaniu. Leon, Matthew Anderson czy Simone Gianelli są wielkimi mistrzami, ale też mistrzami pokory.

Zamierza się pan nauczyć lepiej języka polskiego?

Komunikacja jest ważna, ale żeby udzielić wywiadu, muszę znać wasz język lepiej. Jeśli coś przekręcę, to na pewno umieścicie to w gazecie (śmiech). Będę się starał.

Vital Heynen miał nietypowe metody. Pan to zupełnie inna szkoła siatkówki.

Moje metody nie muszą każdemu pasować, jednak jeśli jest wzajemny szacunek, to wszystko działa. Najgorzej, jeśli ktoś zacznie jątrzyć, szemrać, bo inni mogą zacząć go słuchać. Jedno zatrute jabłko może popsuć cały koszyk. Moim zadaniem jest przekonanie zawodników, że mam rację i pociągnąć ich w jednym kierunku. Jeśli ktoś się ze mną nie zgodzi, to będziemy musieli się rozstać i to na pewno nie ja opuszczę kadrę. Jeśli chcesz wygrać złoto igrzysk, musisz o tym myśleć od pierwszego dnia. Jeśli chcesz narzekać, to lepiej jedź z rodziną na wakacje. Śniadanie niedobre? Sala za zimna? Światło nie odpowiada? Idziemy na wojnę. A wojna nie jest miła.

W Polsce mówimy o klątwie olimpijskiego ćwierćfinału. Jak z tym walczyć?

Jeśli będziesz coś nazywał klątwą, to tym się dla ciebie stanie. Jeśli pojawią się trudności, to zaczniesz myśleć: o nie, znowu. Kiedy w meczu ZAKS-y z Kazaniem było 0:2 w setach i 22:24 dla rywali w trzecim, nie pomyślałem, że to już koniec. Myśl o następnej piłce i swoich zadaniach. Nie wszczepię tego w zawodników, ale muszę to wypracować. Nawyki się zyskuje i też traci. Jeśli masz dobre, to je pielęgnuj. Jeśli złe, to je zmień.

Co myśli pan o sprawie Novaka Djokovicia?

Nie jestem obiektywny i mówię w swoim imieniu. To sprawa polityczna. Ktoś mu wcześniej dał tę wizę, czy coś pomyliłem? Novak wygrywał tam przez dziewięć lat, pomagał Australijczykom w czasie pożarów. Ludzie podkreślali, że nikt nie może mieć przywilejów, bo myślą, że poszedł tam jako zadufana w sobie gwiazda. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że on tak nie robi. Jest wielkim mistrzem i nie zasłużył na takie traktowanie. Nie wiem, co się kryje za tą całą aferą. Mam swoje przemyślenia, ale jeśli opowiem o nich otwarcie, to zaczną mnie postrzegać jako przeciwnika szczepień lub kogoś, kto wierzy w teorie spiskowe. Djoković pewnie wielu ludziom działa na nerwy, bo jest z Serbii i od wielu lat jest najlepszy na świecie. Brakuje mu jednego tytułu wielkoszlemowego, żeby być bezapelacyjnie najlepszym, chociaż ja już go tak traktuję. Z US Open wyleciał za nieumyślne uderzenie człowieka piłką. Możliwe, że nie zagra też we French Open. Wygląda na to, że wszyscy chcą go powstrzymać przed zdobyciem tego ostatniego tytułu.

W rozmowie uczestniczyli dziennikarze kilku polskich redakcji

Rozmawiał pan z prezesem klubu Sir Safety Perugia, w którym pan pracuje, o trenowaniu reprezentacji Polski?

Kiedy sprawy były na wczesnym etapie, to nie było sensu zawracać mu głowy. Gdy się dowiedziałem, że moje szanse na zostanie selekcjonerem są duże, to zaprosiłem prezesa Gino Sirciego na obiad i powiedziałem mu otwarcie, że zamierzam łączyć obie funkcje, ale od razu uciął temat i nie chciał dyskutować. Musiałem z nim szczerze porozmawiać, bo nie chciałem mu okazać braku szacunku. Pokazał mi, jak bardzo mnie ceni, skoro zapłacił ZAKS- ie, by mnie zwolniła, a coś takiego w przypadku trenera siatkarskiego zdarzyło się po raz pierwszy. Jestem w Perugii szczęśliwy, chcę tu wygrywać trofea, ale gdyby prezes zagroził mi zwolnieniem, jeśli wyślę CV do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, to i tak bym to zrobił. Prezes na początku nie zareagował pozytywnie, potem to zaakceptował, choć nie dał mi błogosławieństwa.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Ekstraklasa siatkarzy. Jastrzębski Węgiel blisko obrony tytułu
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze
Siatkówka
PlusLiga. Koniec siatkówki w Lubinie, Stilon Gorzów wchodzi do gry
Siatkówka
PlusLiga. Rusza gra o finał. Kto powalczy o mistrzostwo Polski?
Siatkówka
Ekspresowa faza play-off w PlusLidze. Kluby pomagają reprezentacji Polski