Premier Donald Tusk twierdzi, że wiele samorządów wykorzystało zmianę przepisów dotyczących przedszkoli do podreperowania budżetów. Politycy PO dodają, że idea nowelizacji ustawy o systemie oświaty, wprowadzająca pięciogodzinną bezpłatną edukację przedszkolną, nie do końca została zrealizowana.
Problem jest jednak głębszy. Rząd bowiem nie wydaje ani złotówki na edukację przedszkolną, mimo że określa zasady zatrudniania nauczycieli. Tymczasem to oni generują największe koszty. Poznań na utrzymanie 120 przedszkoli co roku przeznacza 110 mln zł, z tego 90 mln zł pochłaniają pensje.
W tym roku rząd dał wszystkim nauczycielom 7-proc. podwyżki. Pieniądze z budżetu państwa idą jednak tylko do pracujących w szkołach. Ponadto Karta nauczyciela utrudnia prowadzenie elastycznej polityki kadrowej.
Ten zawód jest szczególny i powinien mieć ustawowo określone uprawnienia. Dlatego Karta, być może nieco inna, powinna obowiązywać. Jeśli jednak polityka rządu znacząco wpływa na koszty utrzymania przedszkoli, to budżet państwa powinien je dotować.
Na to nie ma funduszy. Rząd ma jednak możliwość zmniejszenia kosztów utrzymania przedszkoli, a tym samym opłat dla rodziców. Obecnie w przedszkolach publicznych zarówno zajęcia bezpłatne, jak i płatne prowadzą nauczyciele zatrudnieni na podstawie Karty. Mogą pracować 25 godzin tygodniowo. Tymczasem po pięciu godzinach realizacji edukacji przedszkolnej placówka mogłaby się zamieniać w świetlicę prowadzącą zajęcia opiekuńcze. – Tak jest we wszystkich cywilizowanych krajach Europy – mówi Monika Rościszewska-Woźniak z Fundacji Rozwoju Dzieci im. A.J. Komeńskiego.