Kryzys na rynku nieruchomości to także problem dla samorządów. Niektóre miasta już dziś wiedzą, że do końca roku nie uda się wykonać planu dochodów z tytułu sprzedaży m.in. działek budowlanych. Najgorzej jest w Lublinie, bo zamiast spodziewanych 80 mln zł wpłynie zaledwie ok. 25 mln zł.
– By utrzymać równowagę budżetową i zminimalizować skutki ewentualnych ubytków w dochodach, musimy ograniczać wydatki – mówi Karol Kieliszek z kancelarii prezydenta Lublina.
Szukają tylko okazji
Samorządom najczęściej nie udaje się sprzedać nieruchomości z braku chętnych. – Wielu deweloperów w ogóle nie decyduje się obecnie na zakup działek budowlanych – zauważa Jacek Bielecki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich. – Jeśli już, to szukają ofert bardzo atrakcyjnych. Przy prognozach spadku popytu na mieszkania wszyscy starają się obniżać koszty przyszłych inwestycji – dodaje. Taka idea przyświeca np. firmie Dolcan z Mazowsza. – Mamy duży bank ziemi, więc nie rezygnujemy z zakupów tylko wtedy, gdy cena jest atrakcyjna – mówi Dariusz Brzostek, przedstawiciel dewelopera. Przyznaje, że o takie grunty wcale nie jest łatwo, bo wielu sprzedających jest przekonanych, że może oczekiwać dochodów na poziomie sprzed kryzysu. – Ceny niektórych działek wciąż są bardzo wysokie, a zapłata nawet 1/3 ich wartości byłaby dziś dla deweloperów zbyt dużym ryzykiem – przytakuje Bielecki.
Duże rabaty
Samorządy starają się dopasować do sytuacji na rynku i stosują rabaty. Nie zawsze przynosi to jednak spodziewane efekty. – Pomimo obniżenia o ponad 30 proc. cen wywoławczych niektórych nieruchomości nie znalazły one nabywców – mówi Dariusz Wołoszczuk z Urzędu Miasta Szczecin. Wśród nich znalazły się np. trzy działki położone przy ul. E. Plater-Salomei o łącznej wartości (po obniżce) 22,8 mln zł. Zgodnie z prawem władze lokalne mogą zaoferować nieruchomość nawet za 40 proc. jej pierwotnej wyceny, ale niewielu decyduje się na taki krok, by nie wyprzedawać majątku za bezcen.
6,3 mld zł dochodów udało się pozyskać samorządom z majątku w 2010 r.