Różnica między wynagrodzeniem najważniejszych osób w państwie, czyli tzw. erki, a zwykłych pracowników systematycznie spada. W zeszłym roku średnia płaca w tej grupie, obejmującej szefów i wiceszefów najważniejszych urzędów (w tym premiera i prezydenta), wynosiła 4,6-krotność średniego wynagrodzenia w gospodarce. Jak wynika z raportu Biura Analiz Sejmowych (BAS), dziesięć lat temu była to 6,8-krotność.
O opinię do BAS wystąpił poseł Jan Łopata z PSL przy okazji prac nad rządowym projektem ustawy dotyczącej cięć wydatków, także w płacach urzędników. Kwota bazowa do ustalania wynagrodzeń w erce ma po raz kolejny zostać zamrożona. I to na poziomie z grudnia 2008 roku. Oznacza to, że w przyszłym roku, jeśli sytuacja w gospodarce się poprawi, płace erki mogą relatywnie spaść nawet poniżej czterech średnich płac.
– Zniechęcamy do współpracy najlepszych ekspertów. Obawiam się, że zamrażając płace, poddajemy się populizmowi, a nie racjonalnym przesłankom – mówi „Rz” poseł PSL.
Na zamrożeniu wynagrodzeń budżet zyska w skali roku 7 mln złotych. – Czy to aż tak wiele – zastanawia się Łopata. W imieniu swojej partii w czasie debaty sejmowej wyraził nadzieję, że w przyszłości rząd pomyśli o bardziej motywacyjnych rozwiązaniach.
Projektowana ustawa wpłynęłaby też na zarobki posłów i senatorów, których pensje zależą od wysokości wynagrodzeń podsekretarzy stanu.