To sedno wyroku Sądu Najwyższego, który oddalił ostatecznie pozew b. senatora Henryka S. Pozwał on sędziego za to, że na rozprawie karnej, badając poprawność kolejnego zaświadczenia lekarskiego S., rozszyfrował kod choroby wskazanej na zwolnieniu (biegunka), którą podsądny uznał za wstydliwą.

Sąd okręgowy oddalił pozew, uznając, że sędzia nie może być pozwany za wypowiedzi podczas sprawowania urzędu, w szczególności na rozprawie. Sąd Apelacyjny w Poznaniu nakazał jednak przeprosiny, wskazując, że sędzia nie ma immunitetu w sprawach cywilnych, nawet jeśli zarzut dotyczy zachowania na sali sądowej.

Ten wyrok zaskarżył w kasacji adwokat Mariusz Adamaszek, pełnomocnik sędziego, wskazując, że sędzia powinien mieć zagwarantowany spokój podczas sprawowania urzędu, a jeśli na rozprawie wyrządzono komuś krzywdę, to adresatem roszczeń może być sąd (Skarb Państwa), a nie sędzia.

SN w części podzielił tę argumentację i zmienił werdykt (sygn. II CSK 407/13). Status sędziego nie wyłącza jego odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych. By jednak o tym mówić, sędzia musiałby się dopuścić rażących błędów proceduralnych. Na rozprawie może dochodzić do ujawnienia elementów prywatności, nawet intymnych, a więc i naruszenia dóbr osobistych strony procesu, nie każde jednak naruszenie jest bezprawne.

– Takie podejście obciążałoby sędziego obawą przed odpowiedzialnością i uderzało w jego niezawisłość oraz swobodę orzekania – stwierdził SN.