W 2014 r. pisałem w „Rzeczpospolitej" o moich obiekcjach do opinii prof. Balcerowicza, który wówczas stwierdził, że „sędziowie potrzebują jeszcze nacisków opinii publicznej". Po moim felietonie odezwała się Fundacja Court Watch Polska, której anonimowy autor stwierdził: „W każdej demokracji nacisk opinii publicznej na wszystkie podmioty sprawujące władzę jest zjawiskiem normalnym. Oczywiście, ma on swoje granice: granicą tą jest niezawisłość sędziego i poszanowanie dla orzeczenia sądu. (...) Nacisk opinii publicznej (...) jest sędziom potrzebny (...)".
Czy dzisiaj ten komentator powtórzyłby swój komentarz? Nic, tylko mamy już podział władz na pięć sektorów, czwartym są media, a piątym opinia publiczna, mających naciskać na sędziów, by sprawiedliwie orzekali. Na czym ten nacisk, np. społeczny, miałby niby polegać? Bo jak do tej pory to głównie objawia się totalnym urąganiem sędziom i podważaniem ich profesjonalnego autorytetu. Ciągłe napaści mediów mają przecież uzasadnienie dla radia, telewizji i prasy, które albo wybierają potknięcia sędziów i nagłaśniają je bez pardonu, albo przed orzeczeniem sądu same ferują wyroki bez znajomości akt sprawy. Musi tak być, inaczej nikt by programów nie słuchał, nie oglądał, a za tym idzie zmniejszenie dochodów prywatnych przecież stacji.
Zastanawia mnie jednak, dlaczego wysokie autorytety, profesorowie czy politycy, bez opamiętania naruszają autorytet sędziów i ich dobra osobiste. Dla mnie jest to po prostu strzelanie Rzeczypospolitej i demokracji w stopę. Każdy, kto ma lub miał głębszy dostęp do wymiaru sprawiedliwości, wie, że zawód sędziego jest bardzo ciężki. Wydawanie „sprawiedliwych" wyroków nie jest tylko prostym wysłuchaniem stron i ogłoszeniem wyroku, który prawie zawsze w czyjejś opinii może uchodzić za niesprawiedliwy. Ten łańcuch na szyi to moralne zobowiązanie wobec stron procesu, społeczeństwa, a często i wewnętrznych przekonań. Ustawodawca przewiduje możliwość odmówienia przez lekarzy zabiegu lub leczenia, jeśli jest ono niezgodne z ich sumieniem. A co z sędziami? Przed wyrokiem mają stwierdzić, że: „sumienie mi nie pozwala wydać wyroku skazującego"? Przeczytałem przy jakiejś okazji statystyki Wielkiej Brytanii dotyczące skarg na sędziów sądów i trybunałów – łącznie około 40 tys. osób wydających wyroki. W latach 2013–2014 było około 2100 skarg, z tym że prawie 87 proc. dotyczyło wydanych wyroków i wypowiedzi, a nie nagannego zachowania się sędziów.
Zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego w Polsce jest zmasowana nagonka na sędziów, ich kwalifikacje, a nawet natknąłem się na stwierdzenie, że w Polsce istnieje sędziowska mafia, która trzyma swój zawód pod kontrolą i przekazuje z pokolenia na pokolenie. Dla mnie te ataki na wymiar sprawiedliwości są sygnałem, że praworządność w Polsce zaczyna być zagrożona.
Jeśli jedną z przyczyn nagonki na sędziów jest ich domniemana ospałość w orzekaniu, to taki nacisk opinii społecznej spowoduje, że będą wydawali wyroki pod statystykę! Przy braku dodatkowych środków może to spowodować ich mierną jakość, a następne narzekanie na ich „niesprawiedliwość". Zamiast dołować sędziów, gdzie się da i za co się da, należy im zapewnić takie warunki pracy, by uzasadnień nie pisali po nocach i nie dostawali ataku serca przy każdym spotkaniu z osobami, które ipso facto mają wpływ na warunki ich pracy. W każdej warstwie społecznej i w każdym zawodzie są czarne owce i nadgniłe owoce, ale czy trzeba zaraz napiętnować wszystkich sędziów za to, że jest wśród nich paru, którzy jeżdżą po pijanemu czy popełniają przestępstwa. Takich osobników nie brak we wszystkich zawodach i piętnowanie właśnie sędziów in toto nie ma najmniejszego sensu i jest po prostu szkodliwe dla praworządności.