Przez lata trend był rosnący. Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2013 r. takich wniosków było 72, w 2014 r. – 138, w 2015 r. – 210, a w 2016 r. już 227. Rok 2017 przyniósł spadek. Resort odnotował 169 próśb sędziów o przeniesienie do orzekania w innym mieście.
Powód? Ograniczenie w maju 2017 r. możliwości składania takich wniosków – wolno to zrobić tylko raz na na trzy lata. – Dopóki nie było ograniczeń, sędziowie nagminnie startowali w konkursach i natychmiast po nominacji składali wnioski o przeniesienie na inne miejsce służbowe, np. z Warszawy do Białegostoku. Kiedy minister odmawiał, wysyłali kolejny wniosek. Trzeba było z tym skończyć – uzasadnia MS.
Jest jeszcze jedna sprawa. Każdy sędzia, który bierze udział w procedurze konkursowej, musi się zaprezentować przed Krajową Radą Sądownictwa. Podczas takiego przesłuchania sędzia najczęściej twierdzi, że orzekanie w sądzie, do którego startuje, jest jego zawodowym celem. Nie może więc mówić, że nagle po wyborze na tyle zmieniała się jego sytuacja rodzinna, by natychmiast chciał się przenosić.
– Przez takich sędziów nie powinni cierpieć ci, którym rzeczywiście warunki życiowe bardzo się zmieniły – odziedziczyli majątek na drugim końcu Polski, małżonek awansował, muszą się zająć schorowanymi rodzicami itd. To są życiowe sprawy, które należy brać pod uwagę – uważa ministerstwo.
Zdarza się, że wnioski sędziów są kaskadowe, tzn. składa je kilku sędziów jednego wydziału, którzy chcą trafić razem do innego, mniejszego sądu. Minister rzadko się na to godzi. Jak ustaliliśmy w MS, liczba decyzji odmownych utrzymuje się na stałym poziomie i wynosi ok. 70 proc.