Media u Temidy, czyli jak pisać o sądach

Żyjemy w czasach, gdy informacje publikowane przez media muszą być łatwe w odbiorze i przekładać się na finanse gazety, rozgłośni czy stacji telewizyjnej. Informacja sądowa musi jednak choć minimalnie oddawać sens tego, co robią sądy – mówi Janusz Drachal, sędzia i rzecznik prasowy Naczelnego Sądu Administracyjnego

Publikacja: 07.07.2008 08:15

Media u Temidy, czyli jak pisać o sądach

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

– Jak media powinny pisać o sądach?

Janusz Drachal:

Rzetelnie. Oczywiście rozumiem, że dojdzie zawsze do pewnego zniekształcenia informacji sądowej. Sądy posługują się językiem hermetycznym, prawnym. Trzeba go więc przekładać na przyswajalny przez ogół obywateli.

– Na niedawnej konferencji „Media i sądy pro bono et malo” zorganizowanej przez Krajową Radę Sądownictwa sędziowie właśnie media obarczali winą za to, że obraz sądów w społeczeństwie jest zły i od lat słabnie zaufanie do nich. Lista grzechów dziennikarzy ma być długa.

– Myślę, że zmienił się system wartości mediów. Mają obecnie inne cele niż jeszcze kilka lat temu. Każda informacja musi spełniać pewne rynkowe wymagania. Musi być łatwa i przyswajalna, i przełożyć się na pozycję ekonomiczną gazety, rozgłośni czy stacji telewizyjnej. Musi jednak zawierać pewne minimum, które właściwie oddaje sens tego, co robią sądy. Obserwuję bardzo zły obyczaj, na szczęście nie jest powszechny. Media próbują dopasować rozmowę z rzecznikiem prasowym do z góry założonego scenariusza. Z informacji wybierane są wówczas takie fragmenty, które do owego scenariusza pasują.

– A konkretnie?

– Rozmawiała kiedyś ze mną dziennikarka o głośnej sprawie orzeczenia sądu administracyjnego, który zakwestionował uchwałę o powołaniu kierowników urzędu stanu cywilnego. Wytłumaczyłem dziennikarce istotę sprawy, przestrzegłem przed upowszechnianiem informacji, z której miałoby wynikać, że małżeństwa tak zawarte są nieważne. Niestety, informacja, która ukazała się w prasie, nie odpowiadała temu, a moja wypowiedź posłużyła poparciu tezy przeciwnej – że są nieważne. Zadzwoniłem wtedy do dziennikarki i zwróciłem uwagę, że to duży błąd i poprosiłem, żeby go naprawiła wedle własnej woli i sumienia. Nie było żadnej reakcji. Na stronie internetowej NSA zamieściliśmy więc stosowny komunikat.

– Czy prawo prasowe w obecnej sytuacji odpowiada potrzebom sądów i mediów?

– Jeżeli widzimy zakłócenia w relacjach sądów z mediami, to myślę, że prawo prasowe nie jest ich powodem. Oczywiście, można je zmienić. Ale dzisiejsze media mają ogromne uprawnienia do wolności słowa, na straży których stoją właśnie sądy, więc powinna im odpowiadać rzetelność w przekazywaniu informacji. Żadna zmiana prawa nie jest w stanie tego zapewnić.

– A karanie dziennikarza za pomówienie osób publicznych? Trybunał Konstytucyjny uznał to za zgodne z konstytucją.

– Nie musi to oznaczać właściwego rozwiązania. Oczywiście, procesy cywilne nie zawsze wystarczają. Uważam jednak, że procesy karne służą innym celom. Powinniśmy nawiązywać do wzorców, które funkcjonują w państwach demokratycznych i wymagają również od dziennikarzy stosownego zachowania. Jeżeli gazeta opublikuje nieprawdziwą, szkalującą wiadomość, może zbankrutować z powodu zasądzenia gigantycznych odszkodowań.

– Czy więc również w Polsce należałoby zwiększyć możliwości zasądzania wysokich odszkodowań za naruszenie prywatności?

– Jeżeli działanie dziennikarza przyniosło komuś określoną szkodę, prawo nie może być bierne. Takie zwiększenie wymaga jednak bardzo starannego i rozważnego przemyślenia oraz pogłębionej analizy, jak dotychczas działało nasze prawo.

– Kto miałby się tym zająć? Rada Etyki Mediów?

– Bardzo ją cenię, ale ona ma oddziaływać pozaprawnie. Oczywiście nie umniejszam jej roli w debacie nad potrzebą ewentualnej zmiany prawa dotyczącej karania czy odpowiedzialności cywilnej dziennikarzy. Powinni się jednak wypowiedzieć sędziowie konstytucjonaliści, eksperci od prawa cywilnego, prawa administracyjnego. Ale na razie jesteśmy na to mało przygotowani. Taka dyskusja, w której mogą wypłynąć żądania pewnych skrajnych rozwiązań, np. z jednej strony nieokiełznanej wolności słowa, a z drugiej zagrożenia karnego dla dziennikarzy, może wiele popsuć. W Polsce nie ma wystarczających danych, żeby na ich podstawie można było wprowadzić nowe regulacje prawne. Nie bardzo też rozumie się wagę tych kwestii. Trzeba również pamiętać, że oprócz regulacji prawnych jest jeszcze ich stosowanie i egzekucja prawa. Na dobrą sprawę nigdy nie wiadomo, co tu niedomaga. Trzeba wypracować system broniący wolności słowa, ale nie krępujący dziennikarza.

– Dzisiaj niejednokrotnie media działają na pograniczu tych zasad, a uczestnik procesu przeważnie nie wie, jak się zachować wobec reporterów. Czasem zakrywa po prostu głowę koszulą.

– Zarówno obywatel, jak i dziennikarz, powinni wiedzieć, jakie zagrożenia i jaki stopień ryzyka niesie ze sobą naruszenie wizerunku. Człowiekowi można zrobić wielką krzywdę słowem, obrazem, informacją.

– A filmowaniem ukrytą kamerą?

– Mnie się to nie podoba. Uważam to za nieuczciwe. Mógłbym je rozgrzeszyć tylko wtedy, gdyby odbywało się w konwencji żartu, na który filmowana osoba wyraziłaby zgodę.

– Czy dziennikarze na sali sądowej muszą się zawsze zwracać o zgodę sądu na nagrywanie i filmowanie?

– Muszą, i to wcale nie wynika z prób ograniczania dostępu do informacji. Rozprawa jest jawna – choć oczywiście sąd może jawność wyłączyć – więc dziennikarze mogą w niej brać udział. Udział mediów, szczególnie telewizji, bo ta ustawia kamery, reflektory, może jednak wpływać niekorzystnie na porządek na sali rozpraw. Pamiętajmy, że nawet jeżeli jest to dla mediów i dla opinii publicznej sprawa szczególnie interesująca, dotyczy ona konkretnego obywatela. Udział mediów zawsze może wpływać na jego pozycję. Trzeba indywidualnie podchodzić do takich przypadków.

– Czy zezwolenie sądu na filmowanie i nagrywanie zależy od zgody stron?

– Nie. Przewodniczący składu orzekającego wysłuchuje jednak zainteresowanych. Pyta, czy się zgadzają.

– Może na sale rozpraw powinni powrócić sprawozdawcy sądowi? Kiedyś była to odrębna zawodowa profesja, teraz zanikła. Czy byłoby to dobre rozwiązanie?

– Trudno odpowiedzieć, gdyż w gruncie rzeczy służyłaby mediom. Z mojego punktu widzenia prawidłowe relacje między sądem a mediami muszą się opierać na pewnej minimalnej, koniecznej wiedzy o dziedzinie, o której się pisze. Nie zawsze tak jest. Ale są też pozytywne przykłady, które można by wymieniać.

– Jak powinno się pisać o wyrokach nieprawomocnych?

– Obywatel ma dziś bardzo szerokie prawo do informacji. Myślę, że nie ma żadnych powodów, by ograniczać informacje o wyrokach nieprawomocnych. Niemniej trzeba rzetelnie skomentować argumenty, którymi kierował się sąd, nawet jeżeli informacja ma być krótka i szybka. I zasygnalizować, że istnieje jeszcze dalsza droga postępowania.

– A jak z nazwiskami? Podawać, nie podawać, za zgodą czy także bez niej?

– Sprawa jest złożona, uregulowana niezbornie. Szeroko rozumiane prawo do informacji zderza się z ochroną danych osobowych. Uważam, i ma to potwierdzenie w prawie, że osoby publiczne, nazwy instytucji są to informacje, które podaje się bez specjalnych ograniczeń. Ustawa o dostępie do informacji publicznej zastrzega jednak, że nie może to naruszać praw wynikających z innych ustaw. Na przykład ochrony prywatności czy dostępu do informacji niejawnych. Nie można więc np. ujawniać, bez ich zgody, nazwisk ani innych danych osób, które nie pełnią funkcji publicznych, bądź nie są tzw. celebrity, czyli znanymi osobami.

– Także wtedy, kiedy nazwiska te, wraz z rodzajem sprawy, figurują na wokandach, i kiedy osoby te występują podczas publicznej rozprawy?

– Tak, również wtedy. Prawo do prywatności jest prawem osobistym każdego człowieka. Trzeba więc pytać o zgodę. Chyba że sąd zgodzi się na upublicznienie danych. Oczywiście, dziennikarz, który czegoś nie wie, ma zawsze prawo zwrócić się do rzecznika prasowego sądu.

– Z czym dziennikarze zwracają się do pana?

– Regułą jest, że interesuje ich konkretny wyrok, i co on oznacza. Sądy administracyjne są jednak specyficzne. Często powodem uchylania decyzji administracyjnych jest nienależyte wyjaśnienie stanu faktycznego przez organ. Orzeczenie sądu, które eliminuje taką decyzję z obrotu prawnego, ma dla obywatela doniosły skutek. Decyzja ta traci byt prawny. Ale ono jeszcze nie przesądza, jak ostatecznie zostanie załatwiona sprawa. Dziennikarz więc często nie wie, jak napisać o wyroku i co on oznacza. Sądy administracyjne, w których działają wydziały informacji, i w których sędziowie są rzecznikami prasowymi, są gotowe do udzielania informacji, wyjaśniania tych kwestii.

– Wraz z tabloidyzacją mediów zapotrzebowanie na informacje o wyrokach sądów administracyjnych chyba się znacznie zmniejszyło. Wzięcie mają sprawy karne.

- Dopóki sprawę sądową będzie się sprowadzać do kilkuwyrazowej informacji, dopóty będzie dochodziło do zniekształceń. A przedstawienie informacji nieprawdziwej, co do istoty wypaczonej, wyrządza ludziom krzywdę. Pod wpływem informacji medialnej, do której mają zaufanie, mogą niewłaściwie kształtować swoje postępowanie.

– Czytelnicy nie chcą jednak czytać nic dłuższego. Redakcje żądają więc: informacja musi być jak najkrótsza. Z kolei sądy mówią: to nie jest informacja, lecz dezinformacja. Czy ten dylemat da się rozwiązać?

– Informacja, nawet najkrótsza, musi być przede wszystkim prawdziwa, oddawać istotę sprawy. Zależy to w dużej mierze od umiejętności i odpowiedzialności dziennikarza.

– Jak media powinny pisać o sądach?

Janusz Drachal:

Pozostało 99% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Nieruchomości
Ministerstwo Rozwoju przekazało ważną wiadomość ws. ogródków działkowych
Sądy i trybunały
Reset TK musi poczekać. Rząd może jednak wpłynąć na pracę Przyłębskiej
Nieruchomości
Sąsiad buduje ogrodzenie i chce zwrotu połowy kosztów? Przepisy są jasne