Ja wiem, że Andrzej Duda, formalnie doktor praw, do prawa, w tym konstytucji, stosunek ma bardzo swobodny. Nieprzyjęcie ślubowania od legalnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, nocne zaprzysiężenie ich dublerów, ułaskawienie kogoś, kto nie został jeszcze prawomocnie skazany, podpisywanie bez mrugnięcia ustaw, które już na pierwszy rzut oka godzą w praworządność i upolityczniają sądownictwo, dawanie schronienia osobom, które mają być doprowadzone do więzienia… Wymieniać można długo.
Pewnych granic się jednak nie przekracza, nawet gdy ktoś wciąż bardziej czuje się politykiem (i być może chce wrócić do politycznej gry) niż głową państwa.
Przedsmak tego, co Andrzej Duda jest w stanie powiedzieć, by przypodobać się swojemu zapleczu, mieliśmy na początku czerwca. Wówczas to prezydent w wywiadzie radiowym przedrzeźniał – tak, przedrzeźniał, niczym przedszkolak! – 94-letniego prof. Adama Strzembosza, człowieka wielkiej klasy i kultury, a przede wszystkim prawnika, który robił co mógł, by pomóc sądownictwu wydobyć się z mroków PRL.
Czytaj więcej
Prof. Adam Strzembosz nie w pełni uniósł rolę, jaką przypisała mu historia w 1989 roku. Jednak oc...