Agencje szukają zastępstwa za mężczyzn z Ukrainy

Nie mogąc w tym roku liczyć na sezonowe przyjazdy Ukraińców, firmy częściej zaczynają sięgać po tymczasowych pracowników z bardziej odległych rynków.

Publikacja: 03.05.2022 21:00

Agencje szukają zastępstwa za mężczyzn z Ukrainy

Foto: Adobe Stock

Transport i budownictwo, a teraz w coraz większym stopniu także przemysł przetwórczy i rolnictwo – to sektory, w których pracodawcom mocno się już daje we znaki wywołany przez rosyjską agresję na Ukrainę deficyt pracowników, czyli mężczyzn. W kwietniowym badaniu GUS co trzecia firma produkcyjna twierdziła, że niedobór wykwalifikowanych pracowników jest dla niej barierą w działalności, a w budownictwie i transporcie takich wskazań było 40 proc.

Niedobory kadrowe nasilą się w najbliższych tygodniach, w czasie tzw. wysokiego sezonu w pracy tymczasowej. Wtedy firmy odczują brak nie tylko ok. 80–100 tys. Ukraińców, którzy po wybuchu wojny wyjechali, by bronić swojego kraju, ale też setek tysięcy sezonowych pracowników z Ukrainy, którzy w tym roku nie przyjadą na saksy do Polski.

Chociaż część wakatów można wypełnić, zatrudniając uchodźczynie z Ukrainy (wiele firm stara się dostosować dla nich stanowiska zajmowane wcześniej przez mężczyzn), lecz nie zawsze będzie to możliwe.

Przybywa Gruzinów

Jak oceniają szefowie agencji zatrudnienia, polscy pracodawcy będą teraz musieli znacznie częściej niż w 2021 r. sięgać po robotników i specjalistów z innych państw, w tym z Zakaukazia, Azji czy Ameryki Południowej. – Wobec braku mężczyzn z Ukrainy na polskim rynku pracy rekrutacja kandydatów z tych kierunków staje się wręcz kluczowa dla szeregu polskich firm, zwłaszcza w branży budowlanej i transporcie – twierdzi Andrzej Korkus, prezes EWL.

Krzysztof Inglot, ekspert Personnel Service, przyznaje, że firma ściąga teraz z Azji pilotażowe grupy pracowników, by sprawdzić, jak będą się aklimatyzować i wdrażać do pracy w polskich warunkach.

O zwiększonej w ostatnich tygodniach otwartości polskich firm na pracowników z innych państw niż preferowane dotychczas Ukraina i Białoruś mówi też Tomasz Dudek, dyrektor zarządzający Otto Work Force Central Europe. Firmy przyparte do muru nie tylko starają się tak przeorganizować pracę, by móc zatrudnić kobiety, ale też coraz częściej są gotowe przyjąć pracowników z Gruzji, Mołdawii, Kazachstanu czy Azjatów, choć ich zatrudnienie wiąże się z większymi barierami biurokratycznymi, a często i wyższymi kosztami (przyjazdu i tłumaczeń z jęz. angielskiego).

Tę gotowość widać już w rejestrach ZUS, gdzie w I kwartale tego roku zdecydowanie wzrosła, w porównaniu z początkiem 2021 r., liczba Gruzinów (o 84 proc., do 26,2 tys.), Filipińczyków (o 77 proc., do 5,6 tys.) czy Indonezyjczyków (o 85 proc., do 3,2 tys.). Wyraźnie przybyło też Mołdawian i Hindusów. Zdaniem Tomasza Dudka zwiększona fala rekrutacji pracowników z bardziej egzotycznych dla nas rynków dopiero nastąpi: będzie to koniecznością latem i jesienią – podczas szczytów produkcyjnych w przemyśle przetwórczym. Na razie, jak ocenia Damian Guzman, zastępca dyrektora generalnego Gremi Personal, polscy przedsiębiorcy wciąż czekają na powrót mężczyzn z Ukrainy.

– Zakładając, że Ukraińcy jeszcze długo nie wrócą masowo na rynek pracy w Polsce, staramy się wypełniać braki kadrowe klientów w pierwszej kolejności pracownikami z Gruzji, Armenii i Mołdawii – mówi Guzman. Te kraje (wraz z Ukrainą i Białorusią) są wśród sześciu państw objętych uproszczoną procedurą zatrudniania na podstawie oświadczeń. A ich obywatele, zgodnie z nową ustawą o cudzoziemcach, mogą na uproszczonych zasadach pracować w Polsce już nie 6, lecz 24 miesiące.

Jak jednak przypomina Tomasz Dudek, Gruzja czy Mołdawia mają zbyt mały potencjał ludzki, by zastąpić Ukraińców. Trzeba więc sięgać po pracowników z innych państw, co utrudniają długie, cztero–pięciomiesięczne procedury legalizacji ich pobytu i pracy w Polsce.

Apel o ułatwienia

Pojawiają się więc apele, by obniżyć bariery administracyjne przy zatrudnianiu cudzoziemców. Jak podkreśla Andrzej Korkus, w sytuacji, gdy trudno liczyć na napływ Ukraińców (zwłaszcza że w ramach ochrony tymczasowej mają teraz prawo do pracy w całej Unii), polskie władze powinny ułatwić dostęp do naszego rynku pracy specjalistom z Dalekiego Wschodu.

O liberalizację przepisów dotyczących pracy sezonowej i uproszczenie procedur zatrudniania pracowników z niektórych krajów Azji apelował też w mediach Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw, przypominając, że mężczyźni z Ukrainy stanowili prawie połowę pracowników sezonowych w tej branży.

Zdaniem Damiana Guzmana warto objąć uproszczoną procedurą oświadczeń także pracowników z innych państw b. ZSRR – Kazachstanu, Tadżykistanu i Uzbekistanu, dla których głównym kierunkiem migracji zarobkowej była Rosja. Teraz, gdy jej gospodarka kurczy się pod presją sankcji, mogliby wypełnić część wakatów po Ukraińcach. Jak zaznacza prof. Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW, zmian przepisów migracyjnych trzeba dokonywać spokojnie i rozsądnie, przygotowując do nich cały system obsługi cudzoziemców.

Czytaj więcej

Kto wybuduje polskie osiedla. Place budów opuścili Ukraińcy

Transport i budownictwo, a teraz w coraz większym stopniu także przemysł przetwórczy i rolnictwo – to sektory, w których pracodawcom mocno się już daje we znaki wywołany przez rosyjską agresję na Ukrainę deficyt pracowników, czyli mężczyzn. W kwietniowym badaniu GUS co trzecia firma produkcyjna twierdziła, że niedobór wykwalifikowanych pracowników jest dla niej barierą w działalności, a w budownictwie i transporcie takich wskazań było 40 proc.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rynek pracy
Ukraińcy mogą zniknąć z polskiego rynku pracy. Kto ich zastąpi?
Rynek pracy
Polskie firmy mają problem. Wojenna mobilizacja wepchnie Ukraińców w szarą strefę?
Rynek pracy
Złe i dobre strony ostrego wzrostu płac
Rynek pracy
Rośnie popyt na pracę dorywczą
Rynek pracy
Pokolenie Z budzi postrach wśród pracodawców