Ze śledztwa dziennika wynika, że tak, a nazwisko to działa czasem jak magiczna różdżka, otwierając drzwi zamknięte dla zwykłych Kuzniecowów czy Iwanowów. Niektórzy Putinowie podobno specjalnie przypisywali sobie pokrewieństwo z premierem, licząc, że przyniesie im to konkretne korzyści liczone w rublach lub dolarach.

Na przykład braciom Igorowi i Olegowi Putinom udało się dzięki nazwisku i rzekomemu pokrewieństwu z premierem wkroczyć do dość szczelnej branży energetycznej i nawet wplątać się w biznesowy skandal. „Mnie nazwisko Putin nie przeszkadza, ludzie reagują dobrze, szybko zapamiętują i pamiętają mnie nawet po jednym spotkaniu” – mówił gazecie biznesmen Siergiej Putin. Przyznał, że pewne zalety noszenia takiego nazwiska dostrzega: „Ludzie traktują mnie lepiej i przyjmują tam, gdzie mogliby odmówić Pietrowowi albo Iwanowowi”.

Niektórzy biznesmeni jednak narzekają, że znane nazwisko odstrasza i partnerzy „na wszelki wypadek” rezygnują ze współpracy. „Odkąd pracujemy wspólnie z Putinem, obroty spadły, bo partnerzy boją się ostro negocjować i odchodzą” – wyznał jeden z rozmówców dziennika.

Z kolei przedsiębiorca z Wyborga Ilja Putin zapewniał, że znane nazwisko przydało mu się nie w biznesie, lecz w prywatnym życiu. „Gdy zobaczyli nazwisko, zamontowali mi telefon bez kolejki”. Wniosek jest prosty: Putinowie w Rosji mają lepiej.