Reklama

Grzegorz Napieralski chce koalicji SLD z PO

Sojusz Lewicy Demokratycznej nie zamierza dłużej być opozycją. Jego szef Grzegorz Napieralski dąży do koalicji z Platformą Obywatelską

Aktualizacja: 14.10.2010 03:33 Publikacja: 14.10.2010 03:32

Dole i niedole Ryszarda Kalisza, Wojciecha Olejniczaka, Bartosza Arłukowicza to główne doniesienia z SLD. Można odnieść wrażenie, że treścią życia tej partii jest poszerzanie władzy przez jej lidera i tłamszenie wewnętrznej opozycji.

Do pewnego stopnia tak się dzieje, ale dziś co innego zajmuje Grzegorza Napieralskiego. Lider Sojuszu dzięki dobremu wynikowi w wyborach prezydenckich uwierzył, że skończył się stary koszmar, czyli możliwość pozbawienia go przywództwa. Skupił się więc na nowym celu – powrocie do władzy. Oczywiście w granicach możliwości, czyli chodzi mu o współrządzenie w koalicji z Platformą.

Poligonem współpracy jest już TVP. Ale pierwszym realnym podejściem będą wybory samorządowe. SLD liczy na ok. 20 proc. głosów. Dzięki temu będzie cennym koalicjantem w kilku sejmikach wojewódzkich.

Następny cel Napieralskiego to koalicja rządowa z PO po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Już teraz niektórzy działacze Sojuszu schlebiają swojemu liderowi, mówiąc mu, że byłby świetnym wicepremierem.

Wiąże się z tym charakterystyczne zdarzenie, które miało miejsce tuż przed sobotnią konwencją SLD. Grzegorz Napieralski był świeżo po spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem. Władze partii ustaliły więc, że na konwencji lider SLD wygłosi łagodne przemówienie, gdyż przecież „nie może walić, bo się ułożył z Tuskiem”. A dla podkreślenia opozycyjności Sojuszu podjęto decyzję, że ostre antyrządowe przemówienie wygłosi ktoś inny. Padło na Marka Wikińskiego.

Reklama
Reklama

Bo Napieralski i jego partia chcą koalicji i jednocześnie się jej boją. Nie chcą powtórzyć losu przystawek. Nie chcą też stracić elektoratu, bo na PO i SLD głosują podobni wyborcy. Stąd testowanie współpracy w TVP i później w samorządach. Niektóre zresztą próby – np. koalicja samorządowa w Warszawie – są oceniane w SLD negatywnie jako przykład układu, z którego korzysta głównie Platforma.

Jest przy tym pytanie, czy odurzony coraz lepszą koniunkturą Napieralski będzie tolerował co bardziej niezależnych kolegów. Zarzuca mu się, że zapatrzony w to, jak rządzą swoimi partiami Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, chce przekształcić SLD w równie karną armię. Ale ludzie z jego otoczenia zapewniają, że nikt nie będzie wycinany.

Twierdzą, że np. Kalisz padł ofiarą własnego błędu. Znalazł bowiem czas na uczestnictwo w kongresie poparcia Janusza Palikota. A nie znalazł go na konwencję własnej partii. Miał więc paść ofiarą rozgoryczonych działaczy z terenu, którzy jechali do Warszawy z nadzieją, że sfotografują się ze słynnym politykiem.

I na pewno zemściło się na nim to, że spokojnie słuchał słów Palikota o tym, że Napieralski jest „Plastusiem”. Takiej nielojalności nie wybaczyłby lider żadnej polskiej partii.

Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Publicystyka
Marek Migalski: Andrzeja Dudy życie po życiu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Porażka Donalda Trumpa. Chiny pozostają przy Rosji
Publicystyka
Wojciech Warski: Prezydent po exposé, przed zagraniczną podróżą
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Jak Polska w polityce międzynarodowej stała się statystą
Reklama
Reklama