Donald Trump przedłużył we wtorek o kolejne 90 dni zawieszenie karnych ceł w handlu z Chinami. Dzięki temu na import do Stanów Zjednoczonych chińskich produktów nie będą nałożone 145-proc. karne cła wprowadzone na początku kwietnia w „dniu wyzwolenia” przez amerykańskiego prezydenta.
Inaczej niż w stosunku do Indii czy Brazylii Trump idzie na ustępstwa wobec Chin z dwóch powodów. Po pierwsze, wojna handlowa z Pekinem przed przeszło czterema miesiącami wywołała panikę na amerykańskiej giełdzie. Dziś, gdy wzrost gospodarki USA pikuje, załamują się nastroje konsumentów, a inflacja rośnie, Biały Dom nie może sobie pozwolić na kolejny szok ekonomiczny. Po wtóre, inaczej niż Unia Europejska, Pekin nie poszedł na ustępstwa wobec Trumpa. Chińczycy wprowadzili w kwietniu własne, 125-proc. cła na import ze Stanów. Ograniczyli też sprzedaż do USA metali ziem rzadkich, strategicznego surowca, którego produkcję kontrolują w skali globalnej.
Import chińskich towarów do USA wciąż jest obciążony 50-proc. cłami
W ramach zawieszenia broni eksport tych metali został teraz wznowiony, a Waszyngton zgodził się na sprzedaż do Państwa Środka wysokiej jakości półprzewodników. Nie ma też mowy o nałożeniu na Chiny wtórnych sankcji za import z Rosji rekordowej ilości nośników energii.
Amerykańsko-chińska wojna handlowa
Ale to nie jest powrót do dawnej współpracy między pierwszą i drugą gospodarką świata. Trump utrzymał 30-proc. dodatkowe cła na import z Chin, przez co łączne opłaty na chińskie towary sprowadzone na amerykański rynek sięgają aż 50 proc. Niewiele mniejsze lustrzane restrykcje kazał wprowadzić Xi.