Piszę ten felieton nad jeziorem. Jak co roku spędzam czas z wnuczkami, na przemian z każdym z osobna. To jest zawsze czas bez mediów, tylko rozmowy, zabawy, a przede wszystkim dostrzeganie drobiazgów, takich jak kamyk, ważka, szyszka. To jest ozdrowieńcze, zmienia perspektywę, oczyszcza umysł.
Tym razem jednak jest inaczej. Patrzę na to spokojne jezioro, na spokojną przestrzeń i mam wrażenie, że to inna planeta od tej, z której tu przyjechałam. Tam stres powyborczy, przerażenie przyszłością, wielka potrzeba działania. Tu wszystko mówi, że tamto było ułudą, prawda o kraju jest w tym spokoju jeziora, w zachodzie słońca, przy którym ludzie siadają na pomoście. Nie znamy swoich poglądów. Tu nikt nie rozmawia o polityce, co jest bardzo nietypowe w naszej rozpolitykowanej ojczyźnie. Tu każdy przyjechał z dzieckiem i obowiązuje jakaś niepisana zasada milczenia. Staram się trzymać tej zasady i być tu i teraz, przyjmując cudowne okoliczności przyrody za stan mojego kraju.