Reklama

Michał Szułdrzyński: Jak Tusk i Kaczyński stali się zakładnikami Mentzena i Bosaka

Niezależnie od tego, kto wygra wybory w 2027 roku, czy będzie to PiS, czy Koalicja Obywatelska, może się okazać, że bez Konfederacji nie będzie mógł powstać żaden rząd. To zła wiadomość zarówno dla Donalda Tuska jak i Jarosława Kaczyńskiego.

Publikacja: 02.09.2025 16:42

Rządzić będzie nie ten, kto wygra wybory, ale ten, kto będzie w stanie stworzyć koalicję z Konfedera

Rządzić będzie nie ten, kto wygra wybory, ale ten, kto będzie w stanie stworzyć koalicję z Konfederacją.

Foto: PAP/Piotr Polak

Najbardziej nieoczywistą konsekwencją rozpadu Trzeciej Drogi może być wzrost znaczenia Konfederacji. I nie chodzi tylko o rosnące poparcie w sondażach, ale możliwość, że bez Konfederacji nie będzie się dało stworzyć w przyszłości żadnego rządu. I bez względu na to, czy w wyborach w 2027 r. pierwsze miejsce będzie miała Koalicja Obywatelska Donalda Tuska, czy Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego – na dziś każdy z tych scenariuszy jest możliwy.

Rządzić będzie nie ten, kto wygra wybory, ale ten, kto będzie w stanie stworzyć koalicję z Konfederacją.

Foto: Tomasz Sitarski

Odpływ wyborców od koalicjantów do partii Donalda Tuska to dobra wiadomość dla Konfederacji

Sporo w tym odpowiedzialności samej Koalicji Obywatelskiej. Po wyborach w 2023 r. liderzy Koalicji Obywatelskiej tak bardzo chcieli przegonić PiS, że zaczęli się żywić poparciem własnych partnerów koalicyjnych. Między Trzecią Drogą a Lewicą zapanowała zimna wojna, co sprawiło, że część elektoratu tych partii odpłynęła do KO. Ale gwoździem do trumny była decyzja liderów Trzeciej Drogi o zakończeniu tego projektu – sondaże są dziś bezlitosne i pokazują, że ani PSL, ani Polska 2050 nie mają szans na przekroczenie progu wyborczego. Nie pomogły późniejsze spotkania Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim, które mogły zdezorientować zwolenników obecnego rządu, co do prawdziwych intencji Marszałka Sejmu.

Ale to wszystko staje się już problemem Donalda Tuska, ponieważ Lewica wypada za słabo, by zbudować w kolejnym Sejmie większość z KO. Jeśli sytuacja się jakoś dramatycznie nie zmieni, ani Tusk, ani Kaczyński nie będą w stanie sięgnąć po kolejnych wyborach po władzę, jeśli nie dogadają się ze Sławomirem Mentzenem i Krzysztofem Bosakiem.

Reklama
Reklama

Czy Konfederacji dalej jest do sojuszu z Jarosławem Kaczyńskim czy z Donaldem Tuskiem?

Bo – trzeba przypomnieć – Konfederacja wcale nie jest jednorodnym tworem. To Krzysztof Bosak ukuł frazę „każdy, byle nie Trzaskowski”, co dało Karolowi Nawrockiemu wygraną, dzięki poparciu przytłaczającej większości wyborców Sławomira Mentzena, choć on sam starał się w drugiej turze zachowywać do obu kandydatów dystans. Bosakowi jest znacznie bliżej do PiS, choć w wielu sprawach jest od partii Jarosława Kaczyńskiego całkiem daleko. Ale i tak bliżej niż Sławomir Mentzen, który skupia się głównie na radykalnie wolnorynkowo pojmowanej gospodarce (dlatego Jarosław Kaczyński przezwał go „małym Balcerowiczem”).

Bosak z Mentzenem dziś konkurują, ale prawdziwy bój rozegra się na etapie tworzenia list wyborczych i kampanii wyborczej. Bo to ostateczny skład klubu Konfederacji w przyszłym Sejmie, proporcja narodowców Bosaka wobec postkorwinistów Mentzena będzie kluczowe dla tego, czy możliwy będzie bardziej sojusz z Donaldem Tuskiem czy Jarosławem Kaczyńskim.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Tusk, Hołownia i samobójczy gen koalicji 15 października

Dziś Konfederacja nie ma żadnego interesu, by o tym decydować, dlatego też próbuje zachować do PiS odpowiedni dystans. Dlatego też Mentzen odmówił podpisania zaproponowanej przez PiS „deklaracji polskiej” oraz podgryzał samego Kaczyńskiego.  Ostatnio to jednak PiS – z Kaczyńskim na czele – zaczął podgryzać Konfederację.

Prezes PiS chciałby rządzić sam – co nie będzie możliwe, jeśli głosy prawicowych wyborców rozłożą się między PiS, Konfederację i partię Grzegorza Brauna. Dlatego musi sam spróbować zrobić to, co od 2023 próbuje zrobić Donald Tusk – przejąć poparcie od potencjalnych sojuszników. Scenariusz awaryjny dla Kaczyńskiego, jeśli nie uda mu się zbudować samodzielnej większości – a dziś nic na to nie wskazuje, a kto wierzy w „wewnętrzne sondaże” jest sobie sam winny – lepiej najpierw oskubać Konfederację z poparcia, nim zasiądzie z nią do rozmów koalicyjnych. To właśnie dlatego dziś Kaczyński wcale nie myśli o wcześniejszych wyborach. Uważa, że czas gra na jego korzyść. Liczy, że spaść może poparcie dla Konfederacji (szczególnie jeśli PiS będzie przejmował jego antyukraińską retorykę), ale i dla Koalicji Obywatelskiej.

Bo Kaczyński liczy na to, że rządzący zużyją się rządzeniem i nieustannym boksowaniem z prezydentem Karolem Nawrockim. Ale dziś, dwa lata przed wyborami, wszystkie kalkulacje są palcem po wodzie pisane.

Najbardziej nieoczywistą konsekwencją rozpadu Trzeciej Drogi może być wzrost znaczenia Konfederacji. I nie chodzi tylko o rosnące poparcie w sondażach, ale możliwość, że bez Konfederacji nie będzie się dało stworzyć w przyszłości żadnego rządu. I bez względu na to, czy w wyborach w 2027 r. pierwsze miejsce będzie miała Koalicja Obywatelska Donalda Tuska, czy Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego – na dziś każdy z tych scenariuszy jest możliwy.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Hołd lenny prezydenta Nawrockiego
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Narada Tuska i Nawrockiego przed spotkaniem z Trumpem w cieniu Westerplatte
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki potwierdził na Radzie Gabinetowej, jaki jest jego główny cel
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Panie Prezydencie, naprawdę wytyka Pan Ukraińcom leczenie dzieci z rakiem?
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Antyukraińskie żniwa prezydenta Nawrockiego
Reklama
Reklama