Najbardziej nieoczywistą konsekwencją rozpadu Trzeciej Drogi może być wzrost znaczenia Konfederacji. I nie chodzi tylko o rosnące poparcie w sondażach, ale możliwość, że bez Konfederacji nie będzie się dało stworzyć w przyszłości żadnego rządu. I bez względu na to, czy w wyborach w 2027 r. pierwsze miejsce będzie miała Koalicja Obywatelska Donalda Tuska, czy Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego – na dziś każdy z tych scenariuszy jest możliwy.
Rządzić będzie nie ten, kto wygra wybory, ale ten, kto będzie w stanie stworzyć koalicję z Konfederacją.
Odpływ wyborców od koalicjantów do partii Donalda Tuska to dobra wiadomość dla Konfederacji
Sporo w tym odpowiedzialności samej Koalicji Obywatelskiej. Po wyborach w 2023 r. liderzy Koalicji Obywatelskiej tak bardzo chcieli przegonić PiS, że zaczęli się żywić poparciem własnych partnerów koalicyjnych. Między Trzecią Drogą a Lewicą zapanowała zimna wojna, co sprawiło, że część elektoratu tych partii odpłynęła do KO. Ale gwoździem do trumny była decyzja liderów Trzeciej Drogi o zakończeniu tego projektu – sondaże są dziś bezlitosne i pokazują, że ani PSL, ani Polska 2050 nie mają szans na przekroczenie progu wyborczego. Nie pomogły późniejsze spotkania Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim, które mogły zdezorientować zwolenników obecnego rządu, co do prawdziwych intencji Marszałka Sejmu.
Ale to wszystko staje się już problemem Donalda Tuska, ponieważ Lewica wypada za słabo, by zbudować w kolejnym Sejmie większość z KO. Jeśli sytuacja się jakoś dramatycznie nie zmieni, ani Tusk, ani Kaczyński nie będą w stanie sięgnąć po kolejnych wyborach po władzę, jeśli nie dogadają się ze Sławomirem Mentzenem i Krzysztofem Bosakiem.