Szymon Hołownia w rozmowie z TVN24 odniósł się do spotkania, do którego doszło w nocy z 3 na 4 lipca – marszałek Sejmu odwiedził wówczas europosła Adama Bielana w jego warszawskim mieszkaniu. Spotkanie to odbyło się w prywatnej atmosferze – fotoreporterzy zarejestrowali, jak pod blokiem w podziemnym garażu pojawiła się limuzyna Hołowni, a potem samochód prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego; później wyszedł także wicemarszałek Senatu Michał Kamiński z PSL.
Bielan deklarował, że podczas spotkania „nie było żadnego spiskowania”. Z kolei sam Hołownia przekonywał, że „politycy różnych opcji powinni ze sobą rozmawiać” i wyjaśnił, że spotkania o tej porze to efekt napiętego harmonogramu marszałka, a nie wyjątkowej sytuacji. Spłynęła jednak na niego fala krytyki. „Nie ma wytłumaczenia tego, co się stało” – pisał w mediach społecznościowych poseł Tomasz Zimoch, który niedługo później został na miesiąc zawieszony w prawach członka przez prezydium klubu parlamentarnego Polski 2050.
Czytaj więcej
Ponad połowa Polaków jest zdania, że spotkanie Szymona Hołowni z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńsk...
Szymon Hołownia komentuje spotkanie z Kaczyńskim i innymi politykami PiS. „Miejsce trzeba wybierać bardziej fortunnie”
Szymon Hołownia w rozmowie z TVN24 zapytany został między innymi, czy wobec premiera Tuska, rządu i swojego klubu czuje się jak zdrajca. - Absolutnie nie. To całe zamieszanie wynika z pewnej dwoistości pełnienia przeze mnie dwóch funkcji – marszałka Sejmu i lidera ugrupowania, które stanowi koalicję rządzącą. Marszałek Sejmu ma wręcz obowiązek spotkać się z opozycją, a już na pewno z liderem opozycji, która ma 190 posłów w Sejmie - powiedział.
Marszałek Sejmu przyznał jednocześnie, że „miejsce spotkania trzeba wybierać dużo bardziej fortunnie”. - Jak dziś sobie o tym myślę, to powinniśmy dokończyć to niedokończone spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim po wyborach u mnie w gabinecie - stwierdził. Wyjaśnił też, że pierwsze spotkanie odbyło się kilka tygodni wcześniej w tym samym miejscu – u Adama Bielana. - Ale o godzinie 13.00, żeby była jasność. I trwało około 45 minut - powiedział Hołownia. - To było już po wyborach, ale nie pamiętam, którego to było dnia. Wydaje mi się, że byliśmy wtedy przed rozstrzygnięciem Sądu Najwyższego w sprawie wyborów prezydenckich - dodał.