Bogusław Chrabota: O pilny ratunek dla polskich mediów publicznych

To apel bezpośrednio do rządzących. Do premiera Donalda Tuska, Ministerstwa Kultury. Wybory rozstrzygnęły, że podpisu liberalnego prezydenta pod reformującymi TVP i Polskie Radio ustawami nie będzie. Co więcej, jeśli nie pospieszymy z pilnym dla nich ratunkiem, nie odegrają w przewidywalnej przyszłości roli bastionów obrony demokracji przed populizmem. Dziś można jeszcze je ratować. Za chwilę nie będzie czego zbierać.

Publikacja: 05.06.2025 12:56

Samochód TVP

Samochód TVP

Foto: Leszek Szymański, PAP

W świetle wyniku wyborów prezydenckich sytuacja w kontrolowanych przez władze mediach publicznych jest podwójnie zła. Po pierwsze, są koronnym dowodem na kompletny brak sprawczości rządzącej koalicji, mimo że były i wciąż pozostają ważnym, może wciąż najważniejszym instrumentem kreowania postaw obywatelskich i obrony demokracji. Zdewastowane przez rządy prawicy zostały siłowo przejęte przez koalicję kierowaną przez Donalda Tuska, obsadzone w trybie właścicielskim przez administrację rządową, postawione w stan likwidacji i… zostawione same sobie. Na dodatek wplątane w dziesiątki procesów sądowych wytoczonych przez poprzednie władze i w polityczny spór związany z honorowaniem lub nie decyzji kwestionowanej co do jej konstytucyjności, ale wciąż działającej, co więcej, przejętej przez nowe władze Rady Mediów Narodowych.

Skomplikowany wywód? Nieprawdaż? I podobnie sytuacja ma się z mediami publicznymi. Uwikłane w polityczne zależności, o niepewnym statusie, pogrążone w chaosie prawnym z natury nie mogą pełnić swojej ustawowej roli i odzyskać należnego im miejsca w społeczeństwie obywatelskim. Stawiam dolary przeciw orzechom, że na czas odnowione, zreformowane i profesjonalnie zarządzane w większym stopniu pozytywnie wpłynęłyby na zwieńczony wyborem nowej głowy państwa proces wyborczy.

Czy TVP została wykorzystana w kampanii wyborczej jako instrument wsparcia dla Rafała Trzaskowskiego? 

Ale to nie wszystko. Jak napisałem powyżej, sytuacja mediów publicznych jest podwójnie zła. Niezależnie bowiem od patologii ich „zawieszonego” statusu, zarówno przez świeżo wybranego prezydenta, jak i jego zaplecze polityczne uważane są za wymierzony w prawicę, z natury wrogi instrument pozostający w rękach dzisiejszej koalicji. Po stronie PiS, Konfederacji, sztabu Karola Nawrockiego i jego samego uważa się, że zostały użyte w brudnej grze o prezydenturę jako instrument skrajnie spolityzowany, narzędzie siania nienawiści i wsparcia dla kandydata Platformy Obywatelskiej.

Czytaj więcej

TVP zapewnia: Wszystkie koszty debaty w Końskich poniósł organizator wydarzenia

Czy to prawda? Pewnie nie, ale przy obecnej polaryzacji każdy ma swoją prawdę; fakty, takie choćby jak transmitowanie przez TVP na równych zasadach wieców Nawrockiego, kompletnie się nie liczą. Na dodatek medialni specjaliści PiS w opisie stronniczości mediów publicznych przenoszą schematy skrzętnie przez siebie wypracowane w czasach, gdy nimi zarządzali. Zawłaszczyli nawet słownictwo; znane z gorszych czasów określenie „szczujnia”, w stosunku do roli TVP Info w czasie kampanii, to jedno z delikatniejszych określeń. Co o ich roli myśli nowy prezydent? Nikt chyba nie ma w tej sprawie wątpliwości. Nawrocki w istocie był obiektem bezwzględnych ataków medialnych w czasie kampanii i ma prawo czuć się ich ofiarą. Obustronną, skądinąd, stronniczość mediów potwierdza powyborcze oświadczenie wspólnej misji Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE i Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, według którego „przekaz w większości mediów – w tym u nadawcy publicznego – ograniczył dostęp do informacji bezstronnych”.

Reforma mediów publicznych: Karol Nawrocki pewnie nie pomoże, ale może Andrzej Duda?

Samo więc zadawanie pytania o współpracę nowego prezydenta przy reformowaniu mediów publicznych wydaje się pozbawione sensu. Jeśli ktoś w kręgach Platformy Obywatelskiej liczy na jego grzeczny podpis pod wypracowanymi przez Ministerstwo Kultury i uchwalonymi przez większość sejmową nowymi ustawami medialnymi, mija się z rozumem. Można oczywiście – i to całkiem zasadnie – narzekać na nierychliwość, a pewnie i skrajne lekceważenie tematu przez rządzących. Na przygotowanie reform mieli bowiem nie tylko ponad rok, ale i cały bagaż bezinteresownego wysiłku setek ekspertów pracujących nad projektami społecznymi, postulaty środowisk medialnych, chętne do debaty i współpracy gremia ludzi mediów i kultury. Nie wykorzystano tego kapitału. Więcej, w skandaliczny sposób go zmarnowano, zniechęcając przy tym wielu ludzi dobrej woli. Widać ważniejsze były brudnawe gierki personalne, jak choćby wyrzucanie z pracy zasłużonego dla kultury twórcy i wieloletniego szefa Muzeum Historii Polski Roberta Kostry. Czy resort kultury mógł coś zrobić bez kierunkowej decyzji premiera? Tego nie wiem. Niemniej aroganckie odstawienie tematu odbija się i będzie odbijało czkawką jeszcze przez długie lata.

Może na Krakowskim Przedmieściu ktoś to rozumie? A może zechce nawet zwieńczyć swoją podwójną kadencję takim trybutem na rzecz polskiej demokracji?

Nie miejsce tu jednak na kolejną – choć jak najbardziej uzasadnioną – krytykę rządu. Nie mam zamiaru w tym tekście płynąć rzeką, której nurt wyrywa się dziś daleko poza bezpieczne brzegi. Choć wiele przepadło, wciąż dużo na rzecz mediów publicznych można zrobić, a ich reforma, przywrócenie społeczeństwu obywatelskiemu i unowocześnienie może uczynić je ważnym bastionem obrony wolnościowej demokracji przed zbliżającą się konfrontacją z populizmem. Czy gdyby przyspieszyć proces legislacyjny, można liczyć na podpis prezydenta pod nowymi ustawami? Podpisu ze strony Karola Nawrockiego bym się nie spodziewał. Ale Andrzeja Dudy? Dzierży swoje prawa do pierwszych dni sierpnia, więc może jest o czym rozmawiać w Pałacu Prezydenckim. Oczywiście pod warunkiem, że zaprezentowane rozwiązania ustawowe byłyby kompromisowe, uwzględniające stanowisko prezydenta. Czy to możliwe? Pozornie trudne, ale wobec perspektywy oczywistej konfrontacji z nowym gospodarzem Pałacu należałoby – moim zdaniem – spróbować. Stawką wszak jest przyszłość ważnej instytucji sfery publicznej. Kluczowej dla demokracji. Może na Krakowskim Przedmieściu ktoś to rozumie? A może zechce nawet zwieńczyć swoją podwójną kadencję takim trybutem na rzecz polskiej demokracji?

Bez ustaw też się da reformować spółki medialne

Co jeśli nie? Jeśli Andrzej Duda nie podejmie rękawicy albo rządzącym zabraknie pokory, by wyciągnąć do niego rękę? Wciąż wiele pozostaje w rękach rządu. Sprawą najwyższej wagi jest w tym kontekście zakończenie procesu likwidacji. Paradoksalnie nie jest to trudne. Wymaga niczego więcej, tylko decyzji właścicielskiej ministra kultury. Odwołuje się wtedy likwidatorów, powołuje nowe władze, uchwala nowe statuty, precyzuje zadania i misję. Należałoby też w pilnym trybie rozstrzygnąć chaos prawny związany z decyzjami i statusem Rady Mediów Narodowych. Po wyborze Karola Nawrockiego spokojnie można założyć, że nie podpisze ustawy likwidującej RMN, należałoby więc pogodzić się z jej obecnością w polskim systemie państwowym i „wyczyścić” sytuację z dublowaniem się powoływanych przez nią i statuowanych przez organ właścicielski gremiów: rad nadzorczych i programowych.

Czytaj więcej

Prof. Stanisław Jędrzejewski: Media publiczne. Jak aparat propagandy zmienić w arenę debaty obywatelskiej

Zamknięcie programu likwidacji mediów publicznych i przywrócenie porządku w kwestii ich ustawowych organów to program minimum, by ochronić je przed dezintegracją i powolną degradacją. Gdyby jeszcze w drodze konkursów obsadzić spółki nowym, kompetentnym, a przede wszystkim strzegącym niezależności kierownictwem, możliwe, że ich rola w obronie demokracji miałaby jeszcze jakąś perspektywę. I rzecz ostatnia: należy się pożegnać z wizją nowej, uniwersalnej regulacji mediów publicznych. Do spółek podejść indywidualnie. I próbować je zmieniać wszelkimi dostępnymi ścieżkami.

Na upadku mediów publicznych społeczeństwo straci dwa razy więcej niż politycy 

Wszystko, co napisałem powyżej, to niemal oczywistości. Tyle że w polskiej demokracji oczywistości rzadko kiedy potrafią się przebić. Przecież oczywiste było reformowanie mediów publicznych i przed wyborami prezydenckimi, a jednak temat zlekceważono. Rozpuszczono w mdłym sosie gabinetowych debat i urzędniczego paraliżu. Jasne, czekano na prezydenta, który z entuzjazmem podpisze się pod wizjonerską, nowoczesną reformą. Tyle że takiego podpisu nie będzie. Temat mediów publicznych w aktualnym układzie polskiej polityki stanie na agendzie dopiero przy okazji i pod dyktando koalicji PiS–Konfederacja. Wtedy Karol Nawrocki będzie lojalnym partnerem reformatorów.

Przy takiej perspektywie możliwe są dla dziś rządzących dwie strategie: ratować – i to w pilnym tempie – co się da albo odpuścić sobie temat i doprowadzić media publiczne do upadku. Ten drugi scenariusz wielu ludzi władzy korci pewnie bardziej, tyle że w przypadku, gdy się zrealizuje, stracą oni sami i my jako wspólnota demokratyczna. Oni stracą instrument obrony demokracji, a my? Dwa razy więcej, bo również wiarę, że rzekomi obrońcy demokracji mieli dla niej coś więcej niż zgrabną wiązankę sloganów na ustach. Oby tak się nie stało.

W świetle wyniku wyborów prezydenckich sytuacja w kontrolowanych przez władze mediach publicznych jest podwójnie zła. Po pierwsze, są koronnym dowodem na kompletny brak sprawczości rządzącej koalicji, mimo że były i wciąż pozostają ważnym, może wciąż najważniejszym instrumentem kreowania postaw obywatelskich i obrony demokracji. Zdewastowane przez rządy prawicy zostały siłowo przejęte przez koalicję kierowaną przez Donalda Tuska, obsadzone w trybie właścicielskim przez administrację rządową, postawione w stan likwidacji i… zostawione same sobie. Na dodatek wplątane w dziesiątki procesów sądowych wytoczonych przez poprzednie władze i w polityczny spór związany z honorowaniem lub nie decyzji kwestionowanej co do jej konstytucyjności, ale wciąż działającej, co więcej, przejętej przez nowe władze Rady Mediów Narodowych.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele będą zarabiać więcej?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Estera Flieger: Wygrał Karol Nawrocki, więc krowy przestały się cielić? Nie dajmy się zwariować
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: 6000 zamrożonych zwłok albo jak zapamiętamy Rosję Putina
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Ukraina może jeszcze być w NATO
Publicystyka
Roch Zygmunt: Donald Tusk nigdy nie miał „patentu na populizm”