W świetle wyniku wyborów prezydenckich sytuacja w kontrolowanych przez władze mediach publicznych jest podwójnie zła. Po pierwsze, są koronnym dowodem na kompletny brak sprawczości rządzącej koalicji, mimo że były i wciąż pozostają ważnym, może wciąż najważniejszym instrumentem kreowania postaw obywatelskich i obrony demokracji. Zdewastowane przez rządy prawicy zostały siłowo przejęte przez koalicję kierowaną przez Donalda Tuska, obsadzone w trybie właścicielskim przez administrację rządową, postawione w stan likwidacji i… zostawione same sobie. Na dodatek wplątane w dziesiątki procesów sądowych wytoczonych przez poprzednie władze i w polityczny spór związany z honorowaniem lub nie decyzji kwestionowanej co do jej konstytucyjności, ale wciąż działającej, co więcej, przejętej przez nowe władze Rady Mediów Narodowych.
Skomplikowany wywód? Nieprawdaż? I podobnie sytuacja ma się z mediami publicznymi. Uwikłane w polityczne zależności, o niepewnym statusie, pogrążone w chaosie prawnym z natury nie mogą pełnić swojej ustawowej roli i odzyskać należnego im miejsca w społeczeństwie obywatelskim. Stawiam dolary przeciw orzechom, że na czas odnowione, zreformowane i profesjonalnie zarządzane w większym stopniu pozytywnie wpłynęłyby na zwieńczony wyborem nowej głowy państwa proces wyborczy.
Czy TVP została wykorzystana w kampanii wyborczej jako instrument wsparcia dla Rafała Trzaskowskiego?
Ale to nie wszystko. Jak napisałem powyżej, sytuacja mediów publicznych jest podwójnie zła. Niezależnie bowiem od patologii ich „zawieszonego” statusu, zarówno przez świeżo wybranego prezydenta, jak i jego zaplecze polityczne uważane są za wymierzony w prawicę, z natury wrogi instrument pozostający w rękach dzisiejszej koalicji. Po stronie PiS, Konfederacji, sztabu Karola Nawrockiego i jego samego uważa się, że zostały użyte w brudnej grze o prezydenturę jako instrument skrajnie spolityzowany, narzędzie siania nienawiści i wsparcia dla kandydata Platformy Obywatelskiej.
Czytaj więcej
„Obowiązkiem i misją Telewizji Polskiej jest umożliwianie obywatelom udziału w życiu publicznym o...
Czy to prawda? Pewnie nie, ale przy obecnej polaryzacji każdy ma swoją prawdę; fakty, takie choćby jak transmitowanie przez TVP na równych zasadach wieców Nawrockiego, kompletnie się nie liczą. Na dodatek medialni specjaliści PiS w opisie stronniczości mediów publicznych przenoszą schematy skrzętnie przez siebie wypracowane w czasach, gdy nimi zarządzali. Zawłaszczyli nawet słownictwo; znane z gorszych czasów określenie „szczujnia”, w stosunku do roli TVP Info w czasie kampanii, to jedno z delikatniejszych określeń. Co o ich roli myśli nowy prezydent? Nikt chyba nie ma w tej sprawie wątpliwości. Nawrocki w istocie był obiektem bezwzględnych ataków medialnych w czasie kampanii i ma prawo czuć się ich ofiarą. Obustronną, skądinąd, stronniczość mediów potwierdza powyborcze oświadczenie wspólnej misji Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE i Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, według którego „przekaz w większości mediów – w tym u nadawcy publicznego – ograniczył dostęp do informacji bezstronnych”.