Reklama
Rozwiń

Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?

Czy rozbudowa Bundeswehry to realne zagrożenie dla Polski, czy raczej strategiczna szansa w obliczu rosyjskiej agresji? Jak postrzegać zbrojenie Niemiec, siłę NATO i miejsce Polski w nowym porządku bezpieczeństwa w Europie?

Publikacja: 13.07.2025 15:44

Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?

Foto: Adobe Stock

Zapowiedź znaczącego zwiększenia wydatków obronnych przez Berlin wywołała przewidywalną reakcję w części polskiego środowiska politycznego i towarzyszącego mu w sferze serwisów społecznościowych licznego grona sympatyków i wyznawców. Wydawać by się mogło, że niemieckie plany budowy największej armii lądowej Europy (moim zdaniem są to zapowiedzi mocno na wyrost) są dla Polski znacznie większym zagrożeniem niż wszystkie rosyjskie dywizje razem wzięte.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Mateusz Morawiecki: Powrót niemieckiej siły

Tymczasem tradycyjne obawy przed niemieckim potencjałem militarnym, choć zrozumiałe w kontekście doświadczeń historycznych, także tych z XX wieku, tracą dziś wszelkie uzasadnienie w obliczu radykalnie zmienionej sytuacji geopolitycznej. Cyniczne zaś granie na antyniemieckich sentymentach, motywowane doraźnymi interesami politycznymi, bez oglądania się na długofalowy interes państwa, jest zwyczajnie kontrproduktywne. Rzeczywistość jest bowiem taka, że Niemcy już spory czas temu stały się naszym najważniejszym sojusznikiem w NATO. Najwyższa pora się z tą prawdą pogodzić. Wynika to z prostej kalkulacji strategicznej.

Czy niemieckie zbrojenia zagrażają Polsce bardziej niż nasze własne?

Na wstępie odpowiedzmy sobie w kontekście emocjonalnych internetowych debat na kilka prostych pytań. Jeśli Niemcy odbudowują dziś swoją potęgę militarną, by wykorzystać ją do projekcji siły w celu podporządkowania sobie reszty Europy – i, jak należy domniemywać, umniejszenia roli Polski – to czy taki sam cel przyświeca i Polsce, która rozbudowuje swoje wojska znacznie szybciej i – jak dotychczas – z dużo większą determinacją niż inne państwa sojuszu?

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

Reklama
Reklama

Oczywiście można martwić się o to, że odbudowana armia Niemiec wpadnie kiedyś w ręce niemieckiej skrajnej prawicy reprezentowanej dziś przez AfD. Czy jednak tylko z tego powodu mamy prawo straszyć powtórką z Adolfa Hitlera? A czy nie przypadkiem z tą skrajną niemiecką prawicą flirtują dziś te polskie środowiska polityczne, które wyrażają z taką głęboką troską obawy przed niemieckim militarnym przebudzeniem?

Współczesne Niemcy – sojusznik, nie przeciwnik

Nie musimy Niemców lubić. I nikt nam tego nie każe. Nie mamy też powodów do jakiegokolwiek podporządkowywania się takiej czy innej niemieckiej polityce. Nie możemy jednak nie dostrzegać, że dziś Niemcy to już nie partner Rosji, jak miało to miejsce w 1939 roku, ale kraj stojący po tej samej stronie barykady co Polska.

Polska, która, chcemy tego czy nie chcemy, swojego położenia na mapie raczej nie zmieni. Niemcy to kraj nie tylko sąsiedzki, ale i taki, który w ramach NATO jest tak samo mocno zobowiązany do obrony każdego centymetra polskiego terytorium, jak Polska jest zobowiązana do obrony każdego centymetra niemieckiej ziemi czy terytoriów państw nadbałtyckich, gdyby którekolwiek z tych państw stało się celem zbrojnej agresji.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Czy polskie czołgi będą musiały bronić Niemców przed Rosją?

Musimy też pamiętać, że o ile USA, Wielka Brytania czy Francja mogą się wydawać znacznie bliższe naszym sercom niż „przebrzydli Germanie", o tyle dystans geograficzny czyni ich wsparcie mniej przewidywalnym i z całą pewnością dużo bardziej opóźnionym niż możemy się tego spodziewać po znajdujących się po sąsiedzku Niemcach.

Wschodnia flanka NATO: regionalni partnerzy nie wystarczą do obrony

Nasi mniejsi sąsiedzi regionalni – Czechy czy ukochane przez niektóre polskie środowiska polityczne egoistyczne Węgry – mimo dobrej woli nie dysponują odpowiednim potencjałem, by w razie kryzysu zapewnić Polsce skuteczne wsparcie militarne. Dziś i w przyszłości nie są one i nie będą w stanie obronić nawet samych siebie. Tego wsparcia nie zapewnią nam także państwa skandynawskie. To są cenni sojusznicy, ale militarnie nie tak silni, jak może się niektórym wydawać.

Reklama
Reklama

Silna Bundeswehra za polskimi plecami stanowi natomiast kluczowy element obrony nie tylko naszego kraju, ale całego regionu nadbałtyckiego. To raczej jej obecna słabość powinna budzić nasze uzasadnione zaniepokojenie i troskę.

Zbrojenia NATO – nie licytacja, lecz współpraca

W obliczu rosyjskiego zagrożenia wszelkie próby licytowania się na to, kto wystawi największą armię lądową NATO, tracą sens. Liczy się wyłącznie suma sił, które sojusznicy mogą wspólnie wystawić przeciwko agresorowi w możliwie najkrótszym czasie. Im więcej niemieckich dywizji gotowych do działania w pierwszych godzinach konfliktu, tym większe bezpieczeństwo Polski.

Powiedzmy sobie też jasno. Nawet jeśli Niemcy zrealizują swoje plany, to potencjał ich sił lądowych co najwyżej zrówna się z „planowanym" potencjałem Wojska Polskiego

Dla tych zaś, którzy koniecznie właśnie z Niemcami muszą licytować się na to, kto wystawi większe siły lądowe w ramach europejskiej części NATO, krótkie przypomnienie. Niemiecka armia (siły lądowe) jest dziś znacznie słabsza niż Wojsko Polskie. Większość jej siły to siły lekkie dysponujące kołowymi transporterami opancerzonymi (głównie KTO Boxer). Batalionów pancernych Niemcy mają dziś zaledwie osiem, każdy po 44 czołgi. To dokładnie tyle, ile ma jedna polska dywizja – 16 Dywizja Zmechanizowana, w której bataliony pancerne (o ile nic się w tej strukturze nie zmieni) liczą po 58 czołgów.

Polska armia już teraz mocniejsza od niemieckiej?

Niemcy dziś to zatem 352 czołgi w całych siłach lądowych. W polskiej 16 Dywizji etatowo będzie ich 464. Mimo to, z uwagi na silne lotnictwo i flotę, łączny wkład Niemiec w siłę obronną NATO jest już dziś znacznie większy niż Polski. I w tych dwóch obszarach taki pozostanie, mimo że Polska w błyskawicznym wręcz tempie nadrabia zaległości i w tym obszarze, budując nowe jednostki dla Marynarki Wojennej oraz wzmacniając lotnictwo.

Reklama
Reklama

Foto: Paweł Krupecki

Powiedzmy sobie też jasno. Nawet jeśli Niemcy zrealizują swoje plany, to potencjał ich sił lądowych co najwyżej zrówna się z „planowanym" potencjałem Wojska Polskiego. Obydwa państwa mogłyby się bowiem wówczas pochwalić posiadaniem sześciu dywizji. Polska w ramach jednego, a Niemcy w ramach dwóch korpusów.

Polska armia w ofensywie modernizacyjnej

Polska miałaby jednak nadal więcej czołgów w jednostkach niż Niemcy, które zapowiadają co prawda zakup 1 tys. czołgów, ale równocześnie posiadanie tylko około 15 batalionów pancernych. To oznacza, że do jednostek trafiłoby około 700 wozów. Pozostałe przekazano by do rezerwy sprzętowej (trafią do magazynów wojennych), która ma wynosić nawet 40 proc. wyposażenia jednostek liniowych. Tymczasem Polska będzie miała wkrótce w służbie (o rezerwie sprzętowej nikt póki co w Polsce jakoś nie myśli) blisko 1 tys. wozów. A plany są przecież większe.

Więcej będziemy mieli także artylerii. I tej lufowej, i rakietowej. Mniej za to będziemy mieli BWP (bojowych wozów piechoty) i KTO. Chyba że coś się w tej mierze zmieni. Jeśli bowiem chodzi o BWP, to Niemcy już dziś dysponują większą liczbą nowoczesnych pojazdów niż Wojsko Polskie. Jeśli jednak uda się zrealizować całą umowę ramową na BWP Borsuk i zamówić planowane „ciężkie borsuki" w liczbie 700 sztuk, to i pod tym względem niczym Niemcom nie będziemy ustępowali.

Reklama
Reklama

Dwa filary europejskiej obrony przed Rosją

Wniosek jest taki, że biorąc pod uwagę przepaść w potencjale ludnościowym Polski i Niemiec, naprawdę nie mamy czego się wstydzić. Przeciwnie. Mamy uzasadnione powody do dumy. I gospodarczo, i militarnie nie jesteśmy też i nie będziemy mniej liczącym się unijnym graczem niż Niemcy.

Najważniejsze jednak, że po realizacji polskich i niemieckich programów zbrojeniowych już tylko te dwa państwa będą dysponowały dostatecznie dużym potencjałem, by skutecznie i aktywnie przeciwstawić się agresywnym działaniom Rosji, gdyby ta zdecydowała się na mało rozsądny krok i zaatakowała jedno z państw członkowskich NATO. Potencjał wystarczający, by skutecznie do tego zniechęcać. Szczególnie po nauczce, którą Rosja otrzymała przez ostatnie trzy i pół roku na Ukrainie

Zapowiedź znaczącego zwiększenia wydatków obronnych przez Berlin wywołała przewidywalną reakcję w części polskiego środowiska politycznego i towarzyszącego mu w sferze serwisów społecznościowych licznego grona sympatyków i wyznawców. Wydawać by się mogło, że niemieckie plany budowy największej armii lądowej Europy (moim zdaniem są to zapowiedzi mocno na wyrost) są dla Polski znacznie większym zagrożeniem niż wszystkie rosyjskie dywizje razem wzięte.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy polskimi śmigłowcami AH-64E będzie miał kto latać?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama