Rozbieramy na czynniki pierwsze letnią rekonstrukcję rządu Donalda Tuska. Co tak naprawdę oznacza awans Radosława Sikorskiego na wicepremiera, jaką polityczną emocję próbuje dziś wskrzesić premier po przegranych wyborach prezydenckich i czy strategia polaryzacji nie jest przypadkiem grą na warunkach Jarosława Kaczyńskiego?
Jakie efekty miała przynieść rekonstrukcja rządu Donalda Tuska?
Rekonstrukcja rządu została rozłożona narracyjnie na kilka aktów. Publicyści budują oś czasu: od lutowej zapowiedzi Donalda Tuska o dużej rekonstrukcji po zwycięstwie w wyborach prezydenckich Rafała Trzaskowskiego, przez powyborcze przemówienie premiera 2 czerwca („nic się nie stało” i „ruszamy pełną parą”), po faktyczne zmiany dokonane 23–25 lipca.
Jeśli wziąć pod uwagę wakacyjny okres, w którym rytm informacyjny słabnie, a sondaże bywają mylące, to czy tak duża operacja nie została przypadkiem przegrana komunikacyjnie?
W zasadzie jakie efekty miała przynieść? Prowadzący pytają, czy tzw. normalsi w ogóle te zmiany zauważą, skoro dla nich to wciąż „więcej tego samego”.
Wicepremier Radosław Sikorski – przyszły zastępca Donalda Tuska na fotelu premiera?
Michał Szułdrzyński ocenia, że jedną z najmocniejszych zmian jest wyniesienie Radosława Sikorskiego na wicepremiera i „ministra od wszystkiego”: dyplomacja, polityka europejska wraca do MSZ, a dodatkowo koordynacja polskiej pozycji w negocjacjach akcesyjnych Ukrainy do UE. To rola skrojona pod jego temperament i wizerunek „asertywnego wobec Kijowa, bezwzględnie antyrosyjskiego” polityka.
To jednak miecz obosieczny: jeśli rząd będzie dalej tracił społeczne zaufanie, Sikorski zacznie inkasować niezadowolenie, zamiast rosnąć jako naturalny następca Tuska. Sam zainteresowany zdaje się to widzieć – ostrzega, że sondaże z jego nazwiskiem w roli premiera mogą być narzędziem politycznej gry. – Albo się zbuduje, albo się spali. Donald Tusk otwiera Sikorskiemu furtkę do zmiany – i jednocześnie wystawia go na najtrudniejszy test – mówi Michał Płociński.
Adam Bodnar odchodzi, czas „twardego prokuratora”
Dymisja Adama Bodnara ma zamknąć etap, który – jak mówi Szułdrzyński – i tak był niewykonalny: był wrogiem numer jeden dla wyborców opozycji („bodnarowcy”), ale nie spełniał oczekiwań rozgrzanego twardego elektoratu Platformy Obywatelskiej, który domagał się „sprawczości” i „rozliczeń”. Donald Tusk wskazuje, że teraz „to Waldemar Żurek ma posprzątać”, a nowy szef resortu ma być przede wszystkim „twardym prokuratorem generalnym”. Tylko czy to naprawdę zmiana dla przeciętnego wyborcy, czy jedynie sygnał do tzw. silnych razem?
Donald Tusk wyraźnie wraca do emocji 2023 roku – ostrych rozliczeń z PiS i sporu o praworządność. Problem w tym, że ten konflikt „nakręca” również Kaczyńskiego, który chętnie wróci do roli „ofiary systemu”, podgryzając Konfederację i zyskując tlen w mediach – analizuje Płociński. Gdy rząd stawia na „rozliczenia” zamiast na „sprawczość”, „normalsi” mogą zapytać: „po co nam to?”.
„Jedna łódź, jeden ster” – Donald Tusk o dyscyplinie w rządzie
Na inauguracyjnym posiedzeniu rządu premier jasno ustawił hierarchię: „Tu jest jeden ster. Ja trzymam ster. Ja jestem kapitanem” – parafrazuje Michał Szułdrzyński. To komunikat do nowych ministrów spoza partii, koalicjantów, ale i do Radosława Sikorskiego: za niesubordynację – pożegnanie następnego dnia.
W partyjnej polityce przez małe „p” premier nadal czuje się jak ryba w wodzie. Tylko czy sytuacja nie wymaga dziś inaczej prowadzonej polityki? I czy Donald Tusk jest skłonny do zmiany?