Tradycyjne rozrywki Francuzów

Francuzi mają już dosyć protestów społecznych. Widzieli, jak małe grupki ekstremistów sterowały strajkiem studentów i strajkiem kolejarzy; teraz łatwiej im spostrzec, że sterowane są rozruchy na przedmieściach – pisze publicystka Agnieszka Kołakowska

Aktualizacja: 03.12.2007 10:25 Publikacja: 03.12.2007 04:17

Tradycyjne rozrywki Francuzów

Foto: AFP

Red

Nadchodzi zima, jest początek grudnia i we Francji, jak zawsze o tej porze roku, zaczynamy obchodzić święto FMS – tradycyjne święto Francuskiego Modelu Społecznego. Sezon obchodów święta FMS trwa długo, na ogół cały miesiąc; czasem może się nawet przedłużyć do stycznia. Jednym z najpopularniejszych punktów programu, niecierpliwie wyczekiwanym i witanym z powszechną radością, jest tradycyjne palenie samochodów na przedmieściach.

W świątecznym kalendarzu obchodów FMS jest to święto ruchome i w tym roku wypadło dosyć wcześnie. Najbardziej się z niego cieszą dzieci i często uczestniczą w obrzędach; ze szczególnym upodobaniem podpalają szkoły i komisariaty policyjne. W zeszłym roku uczestniczyły w tych zabawach dzieci od lat dziesięciu. W tym roku doszedł nowy element, który być może stanie się tradycyjny: strzelanie do policjantów.

Lubimy też – podczas strajków – tradycyjne wielogodzinne czekanie na zatłoczone metra i autobusy, które jeżdżą raz na godzinę, i rozkoszujemy się zablokowanymi uniwersytetami i salami wykładowymi. Wracając do domu, gdzie mimo strajku energetyków jest jednak elektryczność, za co jesteśmy należycie wdzięczni, z przyjemnością słuchamy skandowanych haseł demonstrantów. Rano z ulgą witamy strajk poczty, ciesząc się z dnia bez rachunków i listów, na które trzeba odpowiadać. Jak dobre, solidarne, równe i braterskie jest życie w FMS!

Przedświąteczne strajki i rozruchy stają się tradycją; być może niedługo osiągną status prawdziwego święta – święta walki o kolejne „acquis sociaux”, jak emerytura dla kolejarzy, z pełną pensją w wieku 50 lat albo gwarantowane bezpłatne studia dla wszystkich z gwarantowanym dyplomem i gwarantowaną pracą, nie zapominając o sowitej pensji. O to bowiem, z grubsza, chodziło w ostatniej fali strajków, która właśnie się (zapewne tymczasowo) skończyła. Z tym, że w obu przypadkach strajki te były wymuszone przez grupki ekstremistów, w dużej mierze anarchistów i trockistów; większość kolejarzy chciała wrócić do pracy, większość studentów chciała – jak w zeszłym roku podczas podobnych strajków studentów – móc spokojnie chodzić na wykłady i zdawać egzaminy.

Wiosną zeszłego roku studenci demonstrowali przeciwko inicjatywie rządu mającej zmniejszyć bezrobocie wśród młodzieży. Proponowany projekt prawa pozwalał na dwuletni okres próbny, w ciągu którego pracodawca mógł zwolnić pracownika bez podania powodu. Wtedy sprzeciw był szeroki: protestowali studenci, związki zawodowe i ogólnie lewica – bynajmniej nie tylko ekstremiści.

Co świadczy o tym, że FMS-owska mentalność tak głęboko się zakorzeniła, że gwarantowana praca bez możliwości zwolnienia jest uważana – przez młodych – za powszechne uprawnienie. Tak samo jak bezpłatne studia dla wszystkich, bez selekcji. Sarkozy próbował teraz wprowadzić w życie leciutką, nieśmiałą, niedaleko idącą reformę uniwersytetów dającą im autonomię; nie było mowy o selekcji ani o decentralizacji. Ale nawet to wywołało protesty – jakkolwiek niebywałe się wydaje, żeby studenci sprzeciwiali się autonomii uniwersytetów.

Dwa lata temu „młodzież” na przedmieściach podpalała samochody dlatego, że dwóch nastolatków, widząc, jak policja sprawdza na ulicy papiery, zaczęło uciekać – choć policja ich nie goniła. Przeskoczyli przez mur i włamali się do pomieszczenia mieszczącego transformator elektryczny. Tam zginęli. Natychmiast padły oskarżenia, że ich śmierć jest winą policji; ich rodziny oskarżyły policję o „nieudzielenie pomocy w sytuacji zagrożenia”. Okazało się, że zamieszki były sterowane przez bandy zatwardziałych przestępców, za pomocą Internetu i telefonów komórkowych, wskutek czego szybko się rozszerzyły na dalsze przedmieścia.Teraz dzieje się dokładnie to samo, z tą różnicą, że rozruchy, które wybuchły w Val d’Oise, zaczęły się od śmierci dwóch wyrostków na (ukradzionym) motocyklu, którzy wpadli na samochód policyjny. Reakcje w pewnym stopniu też są te same: rodziny znów oskarżyły policję o brutalność i nieudzielenie pomocy; nadal się mówi o „wrażliwych dzielnicach”, o „społecznym kontekście” przestępstw, o „ofiarach wykluczenia”, o winie społeczeństwa.

Ale tym razem jakby trochę mniej się o tym mówi. Ludzie wyraźnie mają już tego wszystkiego dosyć. Są zdegustowani, tracą cierpliwość. Widzieli, jak małe grupki ekstremistów sterowały strajkiem studentów i strajkiem kolejarzy; teraz łatwiej im spostrzec – i przyjąć – że rozruchy na przedmieściach są podobnie sterowane, tak samo jak dwa lata temu. Być może zaczyna też im doskwierać świadomość absurdu, jakim jest francuska tradycja strajków: w innych krajach strajki wybuchają, gdy załamują się negocjacje, we Francji wybuchają one na początku, przed wszelkimi negocjacjami, jako pierwszy, normalny i oczywisty krok.

Niektórzy zaczynają kwestionować nadmierną siłę związków zawodowych we Francji; większość ludzi jest zdegustowana szantażem i manipulacją ekstremistów. Jest poczucie, nawet wśród lewicy, że frazesy o solidarności, rasizmie i dyskryminacji nie wystarczą; że może jednak będzie trzeba coś zmienić. Lewica zresztą (z wyjątkiem, oczywiście, skrajnej) tym razem milczy, co jest wymowne; wśród socjalistów wyraźnie czuć niepokój i niepewność.

Po to jednak, żeby coś się zmieniło, Francja musi przezwyciężyć swoje przywiązanie do FMS i raz na zawsze z niego zrezygnować. Jak pisałam w „Rzeczpospolitej” podczas ostatnich zamieszek („Intifada pod Paryżem”, 8 listopada 2005), bezrobocie się nie zmniejszy, jeśli nie zmieni się radykalnie francuska polityka ekonomiczna. FMS, pisałam wtedy, jest modelem, który wskutek sztywnych regulacji, ogromnych społecznych kosztów zatrudnienia i państwowej biurokracji wytwarza bezrobocie, tłumi przedsiębiorczość i karze za sukcesy. Cena, jaką za niego płacimy, rozrosła się do rozmiarów, które są już nie do przyjęcia.

Teraz wydaje się, że Francuzi może wreszcie zaczynają zdawać sobie z tego sprawę. Pisałam wtedy, że przeciwskuteczności tego modelu francuska lewica za żadną cenę nie chce przyznać, i że nikt, nawet na prawicy, nie odważy się go odrzucić. Teraz pojawiła się iskra nadziei. Być może Sarkozy (który kiedyś oświadczył, że jedyne, co FMS umie produkować, to bezrobocie) znajdzie dość determinacji i poparcia, żeby przeciwstawić się związkom, złamać ich siłę, rozluźnić życie ekonomiczne, wyciągnąć ten kraj z beznadziejnej stagnacji, w której się znalazł.

Być może. Ale – mimo wyczuwalnej zmiany nastrojów – tak naprawdę nikt chyba w to nie wierzy. Francuzi chcą zmiany, teoretycznie dostrzegają jej potrzebę, lecz nie są jeszcze na nią gotowi. A Sarkozy nie jest, niestety, panią Thatcher i nigdy nią nie będzie. Podejrzewam więc, że w następnym roku też będziemy obchodzić święto FMS.

Autorka jest tłumaczką i publicystką, studiowała filozofię i filologię klasyczną na uniwersytetach Yale, Columbia i Cambridge. Mieszka w Paryżu.

Nadchodzi zima, jest początek grudnia i we Francji, jak zawsze o tej porze roku, zaczynamy obchodzić święto FMS – tradycyjne święto Francuskiego Modelu Społecznego. Sezon obchodów święta FMS trwa długo, na ogół cały miesiąc; czasem może się nawet przedłużyć do stycznia. Jednym z najpopularniejszych punktów programu, niecierpliwie wyczekiwanym i witanym z powszechną radością, jest tradycyjne palenie samochodów na przedmieściach.

W świątecznym kalendarzu obchodów FMS jest to święto ruchome i w tym roku wypadło dosyć wcześnie. Najbardziej się z niego cieszą dzieci i często uczestniczą w obrzędach; ze szczególnym upodobaniem podpalają szkoły i komisariaty policyjne. W zeszłym roku uczestniczyły w tych zabawach dzieci od lat dziesięciu. W tym roku doszedł nowy element, który być może stanie się tradycyjny: strzelanie do policjantów.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości