Jeszcze niedawno politycy związani z ustępującym marszałkiem Sejmu zadawali sobie pytanie: czy Donald Tusk chce tylko osłabić pozycję Grzegorza Schetyny, czy też całkowicie wyeliminować go z polityki (tak jak kiedyś Pawła Piskorskiego czy Jana Rokitę).
Dziś coraz więcej osób się skłania do drugiej odpowiedzi. Nie ma bowiem żadnych dowodów, że premier dąży do jakiegokolwiek pojednania z byłych przyjacielem. Przeciwnie, wszystkie najnowsze sygnały to złe wiadomości dla Schetyny i jego środowiska.
Aktualna wprawdzie pozostaje propozycja udziału Schetyny w rządzie. W oficjalnym przekazie PO ma być to dowód, że wszystko pozostaje w najlepszym porządku, skoro premier ma dla Schetyny tak "odpowiedzialną" propozycję. Jednak ciągle nie wiemy, który resort ma objąć polityk piastujący jeszcze w tym momencie drugie stanowisko w państwie.
Nie wiadomo też, czy odzyska tekę wicepremiera. Nieoficjalnie zaś wiadomo, że zwolennikiem ściągnięcia Schetyny do rządu jest Jan Krzysztof Bielecki, główny mentor Tuska. Dla Schetyny to zła wiadomość, bowiem to Bielecki namawiał do wyrzucenia go z rządu po aferze hazardowej. Skoro dziś chce ściągnąć Schetynę z powrotem, to nie dlatego, aby sprawić mu prezent, lecz by mieć go pod kontrolą.
Jednocześnie CBA zatrzymało kilku urzędników z MSWiA pod korupcyjnymi zarzutami. Sprawa dotyczy programu informatyzacji wdrażanego w czasach, gdy szefem resortu był Schetyna. Wszystko zostało nagłośnione medialnie, co w częstej interpretacji odbierane jest jako element "grillowania" polityka, którego Donald Tusk publicznie nazwał "konkurentem i liderem opozycji wewnątrzpartyjnej".