W ostatnich tygodniach wydarzenia na Węgrzech przyspieszyły. Oprocentowanie węgierskiego długu osiągnęło poziom 10 proc., przy którym bankructwo państwa jest tylko kwestią czasu. Wartość forinta spadła do rekordowych poziomów. Węgry stoją na skraju kryzysu zadłużeniowego i walutowego, a premier Viktor Orban zrozumiał, że nie ma już szans samodzielnie z tym sobie poradzić. Mimo zerwania w grudniu rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym szef węgierskiego rządu teraz oznajmił, że bez żadnych wstępnych warunków chce powrócić do negocjacji.
Ta sekwencja wydarzeń to dowód na porażkę eklektycznej polityki gospodarczej prowadzonej przez ostatnie dwa lata. Warto się przyjrzeć, jak i dlaczego do niej doszło, tym bardziej że węgierskie doświadczenia bywają punktem odniesienia także w polskich sporach politycznych.
Droga do kłopotów
Na Węgrzech, w kraju „gulaszowego socjalizmu", postulat odpowiedzialnej polityki fiskalnej nigdy nie był popularny. Gdy politycy Fideszu mówią, że dostali od socjalistów państwo z fatalnym stanem finansów publicznych, to warto pamiętać, że i sami przyłożyli do tego rękę.
Ich pierwsza kadencja w latach 1998 – 2002 nie była czasem oszczędności, a kampania wyborcza, w której Fidesz przegrał kolejną kadencję, była już istnym festiwalem socjalnych obietnic. Ich realizacją zajęli się postkomuniści, a Orban, czekając na możliwość powrotu do władzy, snuł ambitne plany poszukiwania gospodarczej trzeciej drogi. W wydanej w roku 2007 książce „Ojczyzna jest jedna" tak tłumaczył swoje podejście: „Wszechwładność dogmatu rynkowego, a więc przekonanie, że jest on w stanie zastąpić umowę między państwem a jego obywatelami, jest fałszywą ideą tak samo jak była nią idea omnipotencji państwa socjalistycznego". Przedmiotem jego krytyki było przede wszystkim uprzywilejowanie nieodpowiedzialnej „nowej arystokracji" i brak solidarności społecznej, choć wówczas było już wiadomo, że z finansami państwa jest bardzo źle.
Jesienią 2008 roku dał o sobie znać kryzys ujawniający słabość węgierskich finansów. Pojawiły się problemy z obsługą zadłużenia, które już wynosiło wtedy 73 proc. PKB. Bankom zaczęło brakować dewiz, a forint tracił na wartości. Rząd uratował wówczas finanse, dzięki znacznej pomocy MFW i UE oraz rozpoczęciu narzuconych przez nie oszczędności. Na początku roku 2009 ustąpił skompromitowany socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány i zastąpił go specjalizujący się w sprawach gospodarczych minister Gordon Bajnai. Choć rządził on zaledwie nieco ponad rok, to przypomnienie jego roli jest kluczowe dla zrozumienia kłopotów Orbana.