Tak to wygląda z punktu widzenia tych, którzy mają zapewnić przybyszom z zagranicy mieszkanie, zadbać o ich wykształcenie i znaleźć dla nich pracę. Czyli z punktu widzenia gospodarzy gmin.
To na samorządy rząd chciałby zrzucić obowiązek roztoczenia opieki nad uchodźcami, choć to on wziął na siebie to zobowiązanie, ulegając naciskom Berlina i Brukseli.
Efekty spychania odpowiedzialności na najniższy szczebel administracji opisujemy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej" – na razie prawdopodobnie ledwie kilka gmin wyraziło gotowość przyjęcia uchodźców. Skoro gmin jest w Polsce prawie 2,5 tysiąca, a mieszka w nich 38 milionów ludzi, to nawet „minimalne zainteresowanie" nie wydaje się tu właściwym określeniem.
Gminy słusznie uważają, że pomoc dla uchodźców, podobnie jak dla repatriantów, to zadanie dla państwa, dla najwyższego szczebla administracji. To tam mają się pojawiać odpowiednie pomysły (ciągnąca się przez dekady kwestia repatriacji najlepiej pokazuje, że rzadko się pojawiają) i stamtąd powinny pochodzić pieniądze na ich realizację.
Oczywiście będą tacy, którzy powiedzą, że niechęć gmin do udostępniania uchodźcom mieszkań komunalnych i załatwiania im pracy jest dowodem na to, w jak rasistowskim i ksenofobicznym społeczeństwie żyjemy.