Reklama

Więcej winnych po tragedii na Trasie Łazienkowskiej. Nowe ustalenia śledczych

Lista podejrzanych w sprawie wypadku na Trasie Łazienkowskiej nie jest zamknięta. Dołączą do niej osoby, które pomogły Łukaszowi Ż. uciec do Niemiec – dowiedziała się „Rzeczpospolita”.

Publikacja: 12.03.2025 22:01

Łukasz Ż. wyprowadzany z siedziby Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście

Łukasz Ż. wyprowadzany z siedziby Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście

Foto: PAP/Marcin Obara

W tragedii z połowy września ubiegłego roku, gdy 26-letni wtedy Łukasz Ż., jadąc 226 km/h volkswagenem arteonem, staranował osobowego forda focusa, zginął 37-letni ojciec rodziny, a matka i dzieci zostały ranne. Ciężkich obrażeń doznała także dziewczyna Ż.

Akt oskarżenia przeciwko Łukaszowi Ż. ma powstać do końca marca. Sprawa sześciu jego znajomych, którzy zacierali ślady i tworzyli mu fałszywe alibi, od kilku dni jest w sądzie. To jednak nie koniec. Śledczy są na tropie osób, które tuż po wypadku zorganizowały Łukaszowi Ż. ucieczkę do Niemiec.

 Potwierdzam, że nie jest to ostatnie słowo prokuratury w tej sprawie. Bierzemy pod uwagę działania jeszcze innych osób – przyznaje „Rzeczpospolitej” prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Ewakuacja Łukasza Ż. niczym szpiega z powieści Severskiego

Cofnijmy się w czasie. Do wypadku doszło ok. godz. 1.30 w nocy z soboty na niedzielę. Końcówkę szaleńczej jazdy i moment uderzenia w forda z czteroosobową rodziną w środku nagrali przejeżdżający kierowcy – co dla późniejszego śledztwa okazało się bezcenne, bo skala matactw otoczenia sprawcy zaskoczyła nawet prokuratorów.

W arteonie jechała dziewczyna Ż., Paulina, i jego znajomi: Adam K., Maciej O. i Sara S. Chwilę po wypadku cuprą formentor dojechał do nich jeszcze Kacper K. z pasażerami: Damianem J. i Mikołajem N. Ci ostatni podeszli do rozbitego arteona i z Maciejem O. popychali Łukasza Ż. w stronę zjazdu z trasy, krzycząc: „Sp….., uciekaj!”. Zarejestrowało to nagranie jednego ze świadków. Zaraz potem Łukasz zniknął. Co działo się z nim później?

Reklama
Reklama

Sposób, w jaki po wypadku zorganizowano ucieczkę Łukaszowi Ż., przypominał ewakuację szpiega z powieści Vincenta Severskiego albo ewakuację członka zorganizowanej grupy przestępczej

prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie

Dostał się do mieszkania Sary i Adama na Bielanach – twierdził, że przyszedł pieszo, ale możliwe, że został podwieziony. Wyszukiwał w internecie informacje o wypadku i dzwonił m.in. do Aleksandra G., do matki Pauliny K., podając każdemu kolejnemu rozmówcy inny kraj, do którego zamierza uciec. Później przemieścił się jeszcze do kolejnego mieszkania. Stamtąd uciekł. Jak?

– Mogę powiedzieć jedynie, że sposób, w jaki po wypadku zorganizowano ucieczkę Łukaszowi Ż., przypominał ewakuację szpiega z powieści Vincenta Severskiego albo ewakuację członka zorganizowanej grupy przestępczej – wskazuje „Rz” prok. Piotr Skiba i dodaje, że na konkrety trzeba jeszcze trochę poczekać.

Wiadomo, że Aleksander G. (nie było go na miejscu wypadku, lecz włączył się później) odebrał od Kacpra K. cuprę i przekazał ją Łukaszowi Ż. „celem umożliwienia mu w ten sposób ucieczki w/w pojazdem i ukrycia się przed organami ścigania” – podawała w listopadzie ubiegłego roku prokuratura. Jak przekroczył granicę – prowadził sam czy został wywieziony np. w bagażniku? – Jeszcze teraz nie mogę nic powiedzieć, jak to wyglądało – zastrzega prok. Skiba.

Czytaj więcej

Po wypadku na Trasie Łazienkowskiej. Łukasz Żak został zatrzymany w Niemczech

Pewne jest, że w ucieczce pomogły mu inne osoby – spoza grona tych, którym dotąd postawiono zarzuty.

Reklama
Reklama

Jak sugerują śledczy, sposób ewakuacji poza granicę kraju mógł być „wcześniej opracowywany lub doprecyzowywany pod kątem ewentualnej ewakuacji w związku z innymi procederami kryminalnymi”. – Ponieważ bardzo sprawnie i szybko to szło jak na dopiero co obmyślony plan – wskazują.

Wobec jednej z osób, które pomogły Łukaszowi Ż. uciec, możliwe są poszukiwania

W Niemczech Ż. wiedział, gdzie się zatrzymać. Jednak po trzech dniach sam zgłosił się na policję, a stamtąd trafił do szpitala. Dlaczego zgłosił się sam? – Chciał jak najszybciej dostać się do szpitala w związku z obrażeniami doznanymi w wypadku, przejść badania, otrzymać pomoc medyczną – uważają śledczy.

Łukasz Ż. wiedział, że jego nazwiska jeszcze nie wpisano do bazy osób poszukiwanych, nie miał karty EKUZ ani ubezpieczenia zdrowotnego. – W innym trybie nikt by go nie przyjął do szpitala, nawet na terenie Niemiec – wskazują nasze źródła.

Jednak się przeliczył – nie zdążył wyjść ze szpitala w Lubece i zniknąć na dobre. Dzięki szybkiej koordynacji polskiej policji z niemiecką wiadomo było, kim jest. Zatrzymano go, osadzono w areszcie, a w połowie listopada został wydany do Polski.

Za zorganizowanie Łukaszowi Ż. ucieczki z kraju dotąd nikt nie usłyszał zarzutów. Jednak prokuratura i policja wiedzą, kto za tym stał. To osoby z kręgu znajomych Łukasza Ż. – inne niż jego „obrońcy”, którzy mataczyli, dając mu fałszywe alibi. Niewykluczone, że wobec jednej z tych osób trzeba będzie uruchomić poszukiwania.

Tragedia na Trasie Łazienkowskiej: Tuszowanie na miejscu, buta, pogróżki do świadków i pytania o odszkodowanie

Zanim Łukasz Ż. urządził sobie szaleńczy rajd Trasą Łazienkowską, w lokalu w Śródmieściu bawił się ze znajomymi i ostro pił. Dzięki monitoringowi śledczy ustalili, że w ciągu 45 minut (od kwadrans po północy) wypił on osiem kieliszków 40-proc. wódki – 50 ml każdy (Kacper K. z cupry – pięć kieliszków). Potem wsiedli do aut, by się przenieść do klubu na Pragę. Podróż zakończyli na Trasie Łazienkowskiej.

Reklama
Reklama

Podchmielone towarzystwo z obu aut na miejscu wypadku zachowywało się butnie, wręcz bezczelnie. Nie wezwali oni pomocy, przeszkadzali wezwać ją innym i zakłamywali prawdziwy przebieg zdarzenia.

22-letni wtedy Mikołaj N. był agresywny wobec postronnych świadków. „Używał wulgaryzmów i kierował wobec nich pogróżki”. Tak jak Damian J. (27 lat) przekonywał, że przyjechał taksówką i nikogo tu nie zna. Obaj dzwonili, wysyłali esemesy, lecz żaden nie wezwał karetki. Co więcej – jak wskazali świadkowie – Mikołaj i Damian zabraniali innym udzielenia pomocy leżącej na asfalcie ciężko rannej Paulinie, mówiąc, że „jak leży, to niech leży”. Z kolei Maciej O. „na pamiątkę” robił zdjęcia rozbitych aut i ofiar oraz dopytywał policjantów o odszkodowanie „za doznaną traumę”.

Cuprą zabrano część osób do mieszkania na Bielanach, gdzie razem z Łukaszem Ż. obmyślali plan ucieczki, auto kursowało przekazane Aleksandrowi G. Wszystko to szczegółowo opisała prokuratura w akcie oskarżenia przeciwko sześciu kompanom Łukasza Ż., kilka dni temu skierowanym do sądu.

Na miejscu wypadku, i już składając zeznania, kompani Ż. kłamali, że np. przyjechali taksówką, nie znają Pauliny, nie wiedzą, kto jakie auto prowadził i którym jechał – by zatrzeć prawdziwy obraz wypadku, rolę sprawcy i jego otoczenia.

– Robili wszystko, żeby utrudnić ustalenie faktów. Na przesłuchaniach mówili, że należy im się odszkodowanie, bo sami są pokrzywdzeni – mówi prok. Piotr Skiba.

Reklama
Reklama

Teraz odpowiedzą za nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku, poplecznictwo, mataczenie i utrudnianie śledztwa (Kacper K. za jazdę po alkoholu). Z sześciu oskarżonych pięciu nie przyznało się do zarzutu. Przyznał się jedynie Adam K. i dobrowolnie poddał się karze (ma kryminalną przeszłość i kilka wyroków na koncie, m.in. za sprawy narkotykowe).

Czytaj więcej

Porażka sądów w sprawie sprawcy wypadku na Trasie Łazienkowskiej

Karany za przestępstwa drogowe i prowadzenie samochodu po pijanemu był także Łukasz Ż. Z analizy akt jego spraw karnych, którą przeprowadziła „Rzeczpospolita”, wynika, że chociaż wielokrotnie łamał prawo, a potem zakazy prowadzenia pojazdów, sądy traktowały go nad wyraz łagodnie – orzekały kolejne kary ograniczenia wolności w postaci 20–30 godzin prac społecznych, mimo ich zerowej skuteczności.

Zarówno sprawca wypadku, jak i jego znajomi są młodzi, niepracujący, niektórzy karani lub notowani. – A stać ich na to, żeby bawić się w klubach i płacić za trzy butelki wódki w granicach tysiąca złotych, i wynajmować luksusowe samochody, płacąc za każdy 3–4 tys. zł miesięcznie – zaznacza jeden ze śledczych.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Przestępczość
Wątpliwa wersja Mychajła Ch. Wyjaśniamy tajemnicę 46 rosyjskich paszportów
Przestępczość
Atak na S8. Zamaskowani napastnicy wtargnęli do autokaru z kibicami z Hiszpanii
Przestępczość
Atak na gazociąg Nord Stream. Fałszywe paszporty nurków z Andromedy
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Przestępczość
Służby rozbiły gang legalizujący pobyt w Unii
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama