Z urzędu, który odpowiada za wart 230 mld zł rynek zamówień publicznych, od początku roku odeszło 16 osób (wszystkich jest 149). Zrezygnowała p.o. prezesa wiceprezes, jest wakat m.in. na stanowisku dyrektora generalnego, szefa biura prawnego.
Kuźnia kadr
– Chaos się pogłębia – ocenia Tomasz Czajkowski, były prezes UZP. – Tak ważna instytucja nie ma od niemal dwóch lat prezesa. Nie ma więc kto wziąć pełnej odpowiedzialności za działalność instytucji – uważa Czajkowski.
Małgorzata Stęciwilk, która została wyłoniona w konkursie rok temu, nie została powołana przez premier Ewę Kopacz na to stanowisko. Dziś jest tylko wiceprezes Dariusz Piasta – p.o. prezesa.
– Mimo aktualnej sytuacji kadrowej Urząd wykonuje zadania wynikające z obowiązków ustawowych oraz przyjętych na 2015 r. planów. Jest to możliwe dzięki zaangażowaniu, profesjonalizmowi i aktywności pracowników – mówi Anita Wichniak-Olczak, rzecznik UZP. Podkreśla, że na bieżąco prowadzone są kontrole, trwają prace nad wdrożeniem unijnych dyrektyw, organizowane są konferencje. Odbyły się konkursy na stanowiska dyrektora generalnego i działu prawnego, jednak kandydaci nie spełniali wymagań.
Dlaczego pracownicy odchodzą z Urzędu?
– Te odejścia świadczą o tym, że Urząd jest kuźnią kadr w zakresie zamówień publicznych. Pracownicy UZP są ekspertami cenionymi na rynku pracy, o których zabiegają pracodawcy. Często mogą zaoferować lepsze wynagrodzenie niż Urząd – mówi Wichniak-Olczak. Dodaje, że pensja specjalisty to ok. 3,5 tys. zł.