Polega ona na tym, że każdy pracownik ma prawo być poza organizacją i nie może ona ingerować w sprawy indywidualne niezrzeszonych.
Reguła ta wynika z art. 3 ustawy, a jej istotą jest swoboda pracownika w zakresie niewstępowania lub niekorzystania z pomocy związków zawodowych i nie może on ponosić za to żadnych negatywnych konsekwencji. Podkreśla ją art. 59 Konstytucji oraz wiele aktów międzynarodowych (m.in. art. 20 ust. 2 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka; art. 8 Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych oraz w art. 11 Wspólnotowej Karty Podstawowych Praw Socjalnych Pracowników).
Nie ulega wątpliwości, że kierowanie przez pracodawcę indywidualnych pytań w każdym wypadku narusza zasadę negatywnej wolności związkowej u nieobjętych obroną organizacji. Dzieje się tak niezależnie od tego, jakie informacje pracodawca przekazuje związkowi (czy są to tylko imię i nazwisko pracownika, czy także informacja o zamierzonej przez szefa czynności wobec tej osoby).
Argument dotyczący ochrony danych osobowych pojawił się w dyskusji stosunkowo niedawno. Moim zdaniem, to jedynie wygodny pretekst używany przez związki, które jeszcze przed uchwaleniem ustawy o ochronie danych osobowych, a w szczególności przed wydaniem (opartej na błędnym rozumieniu pojęcia „inywidualnej sprawy") interpretacji GIODO odmawiały przedstawiania imiennych list pracowników.
Robiły to z innego, ważnego powodu, czyli obawy przed ujawnieniem rzeczywistych rozmiarów uzwiązkowienia. W praktyce w niektórych zakładach bywa ono znacznie mniejsze niż wynika z przedstawianych pracodawcom informacji o liczbie związkowców na podstawie art. 251 ustawy.