Ludzie, którzy pragną mieć dzieci, chwytają się wszelkich sposobów, które im to umożliwią. Powszechne staje się zapłodnienie in vitro, powstają banki spermy i komórek macierzystych. Bezpłodni mężowie zgadzają się na zapłodnienie ich żon nasieniem obcego dawcy, bo chcą mieć dziecko. Ostatnio głośno zrobiło się o sporach wokół „wynajmowania” brzucha czy sprzedaży własnych dzieci przez matki, które ich nie chcą, tuż po urodzeniu.

Przynajmniej część tego rodzaju praktyk to – również z prawnego punktu widzenia – balansowanie na cienkiej linie nad przepaścią. Choćby dlatego, że nasze przepisy nie regulują wielu takich sytuacji albo bywają nieżyciowe. Polski kodeks rodzinny i opiekuńczy ma już 34 lata, a jego główne założenia dotyczące ojcostwa i macierzyństwa pozostawały niezmienne. Nowości było niewiele – instytucja separacji, śluby konkordatowe czy zmiany dotyczące majątku małżonków...

Teraz ustawodawca odważył się na zmiany rewolucyjne. Umożliwił podważanie ojcostwa mężczyznom, którzy nie są biologicznymi rodzicami, a bywa, że dowiedzieli się o tym po wielu latach. Ułatwił egzekwowanie kontaktów z dzieckiem od rozwiedzionego współmałżonka, który często je, z czystej złośliwości, uniemożliwia. Drżyjcie też wieczni studenci i dożywotni synkowie mamusi! Rodzice nie będą musieli płacić alimentów na dorosłe dzieci, które mogłyby się same utrzymać, ale najwyraźniej im się nie chce.

Przed naszym kodeksem rodzinnym pewnie jeszcze wiele zmian. Na razie na szczęście nie ma problemów takich jak przypadek Thomasa Beatie, czyli mężczyzny, który w tym tygodniu... urodził drugie dziecko, a wcześniej przeszedł operację zmiany płci. Niech się nasz kodeks na razie upora z prostszymi przypadkami...

[ul][li][b][link=http://blog.rp.pl/usowicz/2009/06/12/matka-przestaje-byc-pewna/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/li][/ul]