Część internautów skrytykowało – ich zdaniem: zbyt swobodne – zachowanie siedmioletniej córki prezydenta elekta Kasi, która w wieczór wyborczy, podczas przemówienia ojca, stała na scenie ze swoją rodziną.
W sprawie komentarzy interweniowała już rzeczniczka praw dziecka. Monika Horna-Cieślak zaapelowała, aby przypadki wymagających reakcji wpisów czy nagrań zgłaszać na adres jej biura: rpd@brpd.gov.pl. „Nie zgadzam się na przemoc wobec dzieci, mowę nienawiści, hejt. Żadnego dziecka nie można atakować, obrażać” – napisała w mediach społecznościowych. Z kolei minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak w czwartkowej rozmowie w Radiu Zet zadeklarował, że w sprawie tej „właściwe służby będą działać”. Komentujący ją eksperci są zgodni: takie działanie to przestępstwo, za które grozi odpowiedzialność karna.
Czytaj więcej
Tylko 1 proc. dzieci i młodzieży w wieku 12–17 lat uważa, że internet jest miejscem bezpiecznym –...
Były rzecznik praw dziecka: Kasię zabrano w miejsce publiczne, a nie na „ustawkę”; mnie dzieci – dumne i szczęśliwe – towarzyszyły w Sejmie
– Czytam komentarze, w których internauci zarzucają rodzicom Kasi, że niepotrzebnie zabrali ją w „takie miejsce”, ale pytam – w jakie? Mnie samemu, kiedy zostawałem rzecznikiem praw dziecka, w Sejmie towarzyszyły moje dzieci: dumne i szczęśliwe – podkreśla dr Marek Michalak, który swoją funkcję pełnił przez dekadę.
– Rozumiem, że gdyby została ona zabrana na „ustawkę” czy do klubu, w którym jej ojciec był bramkarzem, to nie byłoby to właściwe, a wręcz karygodne. Ale to było miejsce publiczne, w którym tłumowi sprzyjającemu jej ojcu towarzyszył entuzjazm, więc i ona zachowywała się ekspresywnie, jak to dziecko, i miała do tego prawo – uzasadnia pedagog.