Polskie prawo nie wyłącza odpowiedzialności karnej i cywilnej dziennikarzy za prowokacje, ale orzecznictwo sądów, także w Strasburgu, dopuszcza ją jako jedną, choć wyjątkową, formę ich działalności.
W piątek premier Donald Tusk mówił: – Mamy prawdopodobnie do czynienia z fałszowaniem e-maila i podawaniem się za Kancelarię Premiera, niewykluczone, że także z przestępstwem. Trudno sobie wyobrazić, aby pod pretekstem prowokacji dziennikarskiej fałszowano e-maile i wysyłano zapytania do urzędów. Musimy tę sprawę także od tej strony wyjaśnić.
Chodzi o opublikowaną przez „Gazetę Polską Codziennie" rozmowę prezesa gdańskiego Sądu Okręgowego z osobą, która – podając się za urzędnika Kancelarii Premiera – ustalała z nim szczegóły spraw szefa Amber Gold. Sędzia już złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa: powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych (art. 230 § 1 kodeksu karnego).
Podobny kłopot miał swego czasu reporter TVN Grzegorz Kuczek, oskarżony przez prokuraturę o posługiwanie się podrobionym dowodem, którego użył, by udowodnić luki w systemie weryfikacji dokumentów w banku. Sąd Okręgowy dla Warszawy umorzył postępowanie, wskazując, że to działanie miało przedstawić zjawisko nielegalnego obrotu sfałszowanymi dokumentami. Wiadomo też, że dzięki prowokacji dziennikarskiej doszło do wykrycia wielu patologicznych zjawisk, w tym przestępstw.
Inny przykład: sprawę cywilną o ochronę dóbr osobistych wytoczył Łukasz K., ekspert sztuki i znawca malarstwa Franciszka Starowieyskiego, który dopuścił do sprzedaży fałszywego obrazu. Zamówienie go i wstawienie do domu aukcyjnego było prowokacją dziennikarzy, którzy chcieli pokazać braki polskiego rynku sztuki. Ekspert przegrał proces, a sądy nie podjęły zarzutu, że dziennikarze mogli się dopuścić fałszerstwa.