Opozycja chce mandatu za wejście na pustą jezdnię
Większa pensja to wyższy mandat
Wiadomo przecież, że na ulicach piesi muszą uważać. Czemu ma służyć przepis, który mówi, że jako pieszy mam pierwszeństwo na przejściu, ale muszę się zatrzymać i sprawdzić, czy jakiś wariat nie chce mnie zabić? Robię to już dziś. Dziękuję posłom. Bez ich wytężonej pracy staram się od kilkudziesięciu lat bezpiecznie przechodzić przez ulicę i nauczyłem tego moje dzieci. Niestety, cały czas muszę pamiętać, że gdzieś po drodze może pędzić jakiś szaleniec i doprowadzić do tragedii. A że często bywam również kierowcą, uważam, że nie można nic nie robić.
Jeśli premier w swoim exposé mówi o działaniach na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drogach, to warto m.in. skończyć z brakiem świateł na zbyt wielu przejściach. Uważam, że często np. mrugające pomarańczowe ostrzeżenia to za mało. Chodzi o sygnalizację z prawdziwego zdarzenia, działającą adekwatnie do ruchu na drodze i pomagającą pieszym przekroczyć ulicę wtedy, kiedy rzeczywiście tego chcą. Chodzi o to, żeby światła działały nie tak, jak ktoś je zaprogramował, czyli np. zmieniały się co dwie minuty, niezależnie od tego, co się dzieje, ale żeby zielone chroniło pieszych i pomagało im zawsze wtedy, kiedy jest to potrzebne.
Taka faktyczna zmiana na polskich drogach musi jednak kosztować. Łatwiej składać publicznie deklaracje, które nic nie kosztują. Taniej jest również dopisać kilka zgrabnych paragrafów w kodeksie drogowym. Takie pozorowanie działania uspokaja sumienia polityków poszczególnych opcji i pozwala odwrócić uwagę mediów od problemu.
Tymczasem pieszy musi się czuć na drodze bezpiecznie, a normalnemu kierowcy trzeba dać pewność, że nie zrobi mu krzywdy. Lifting przepisów to nie ta droga. Trzeba działać naprawdę.