Kary za wykroczenia drogowe będą wyższe – zapowiadał premier Mateusz Morawiecki, podczas exposé. Teraz ujawnił, że za sprawiedliwe uważa powiązanie wysokości kar z dochodami sprawcy.
Bogaci będą więc płacić więcej, biedniejsi mniej. Za najpoważniejsze zdarzenia na drodze będzie można nawet stracić auto. Przykład? Spowodowanie wypadku po pijanemu. Kierowcy muszą się także liczyć z tym, że dopóki nie zapłacą mandatu, dopóty nie pozbędą się niechcianych punktów karnych. W górę pójść mają kary za najbardziej niebezpieczne wykroczenia: przekroczenie prędkości, wjazd na skrzyżowanie na czerwonym świetle czy wyprzedzanie na przejściach dla pieszych.
Czytaj także:
Najwyższy mandat w Polsce wynosi dzisiaj 500 zł, chyba że kierowca popełni kilka wykroczeń naraz. Może wtedy dostać mandat w wysokości 1 tys. zł. Po zmianach za najwyższe przekroczenie prędkości (powyżej 50 km/h) pirat drogowy może zapłacić nawet 2 tys. zł. W ten sposób zbliżymy się do unijnych standardów. W Niemczech np. przekroczenie prędkości powyżej 71 km/h poza terenem zabudowanym kosztuje dzisiaj 600 euro i trzy miesiące bez prawa jazdy.
Duża podwyżka nie ma natomiast dotyczyć wykroczeń mniej niebezpiecznych: złamania zakazu wjazdu czy postoju.
Eksperci w dziedzinie bezpieczeństwa na drogach popierają zmiany.
– Jestem jak najbardziej za podwyżką. Niech bogaci kierowcy płacą kary, które odczują w budżecie – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksander Kuzio z Akademii Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Andrzej Łukasik z Polskiego Towarzystwa Kierowców rozumie potrzebę podwyżki.
– Jestem jednak za tym, żeby pieniądze zebrane z mandatów były przeznaczane wyłącznie na poprawę infrastruktury drogowej – mówi „Rzeczpospolitej".
Nie czekając na rządową nowelizację, własną propozycję zmian w prawie o ruchu drogowym złożyła Koalicja Obywatelska. Projekt jest jednak krytykowany przez część ekspertów. Powód? KO przewidziała w nim, że przed wejściem na zebrę pieszy będzie miał obowiązek stanąć i upewnić się, że pojazd jednak się zatrzyma.
– Poszerzenie pierwszeństwa pieszych mogłoby się okazać iluzoryczne. Co więcej, policja mogłaby karać mandatami także tych, którzy nie zatrzymują się przed przejściem, gdy po drodze nic nie jedzie – ostrzega Marcin Chlewicki ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. —współpraca wef