fiaty cinquecento
(303),
seaty leon
(272),
skody octavie
(271),
audi A3
(270),
volkswageny touran
(269). ?Jednak z zestawień policji wynika, że w różnych regionach kraju łupem złodziei padają nieco inne marki pojazdów. – W Warszawie niezmiennie od lat są to samochody produkcji japońskiej: toyoty, hondy i mazdy – przyznaje nadkom. Ireneusz Ambroziak, naczelnik wydziału zwalczania przestępczości samochodowej KSP.
Z kolei, jak informuje Anna Zbroja z małopolskiej policji, w tamtym rejonie najczęściej łupem złodziei padają pojazdy z grupy VW, czyli audi, volkswageny, skody, seaty.
– W 2011 r. na terenie województwa małopolskiego skradziono 848 pojazdów, w 2012 r. – 821. Według naszych statystyk udało się odnaleźć ok. 30 proc. skradzionych pojazdów – tłumaczy Anna Zbroja.
– W Lublinie złodzieje najczęściej kradną mazdy, hondy, toyoty. Potem te auta są rozbierane na części – mówi Andrzej Fijołek z lubelskiej komendy wojewódzkiej policji. Na Dolnym Śląsku na pierwszym miejscu kradzionych aut jest audi A4, w zachodniopomorskim – volkswagen passat, w Wielkopolsce – volkswagen golf.
Samochody były kradzione z ulic oraz parkingów. Ponadto z parkingów przy centrach handlowych, z garażu, a nawet na autostradzie. – Najczęściej są kradzione z osiedli mieszkaniowych, gdzie nie ma monitoringu – mówi Anna Zbroja.
Największe zagrożenie przestępczością samochodową występowało w poprzednim roku na terenie Komendy Stołecznej Policji (Warszawa i sąsiednie powiaty) – tutaj na 100 tys. mieszkańców odnotowywanych było średnio 89 kradzieży aut. Kolejne były: województwa łódzkie, dolnośląskie oraz śląskie. Najbezpieczniej pod tym względem było: na Podkarpaciu, w świętokrzyskim i na Lubelszczyźnie.
W stolicy najwięcej aut w 2012 r. zniknęło z ulic Pragi-Południa. Praktycznie codziennie ginął tam jakiś samochód (w całym roku 365). Dlaczego złodzieje tak polubili tę dzielnicę? Policjanci podkreślają, że na „gościnne" występy przyjeżdżają tam złodzieje z gangów wołomińskich i otwockich.
Wzrost liczby kradzionych aut widać też w warszawskich dzielnicach sypialniach, jak Wilanów, Ursynów, Włochy, Białołęka. Ale, co ciekawe, na cieszącej się złą sławą Pradze-Północ zginęło tylko 27 aut (o ponad 40 proc. mniej niż w 2011 r.), tyle samo co w spokojnej Wesołej czy w Ursusie.
W tej chwili w stołecznych policyjnych bazach znajduje się około tysiąca nazwisk złodziei aut. To głównie przestępcy związani z gangami wołomińskimi, praskimi i otwockimi. – Niekiedy to całe rodziny, które żyją z kradzieży samochodów. Są tacy, którzy specjalizują się w odpowiednich markach samochodów i kradną tylko np. pojazdy francuskie albo japońskie. Mechanicy rozbierają skradziony samochód w 45 minut – opowiada policjant.
Jak ocenia były oficer Centralnego Biura Śledczego, w branży tej nie ma już dominacji dużych grup przestępczych jak 10 czy więcej lat temu. – Pruszków, Wołomin i inne gangi zostały już rozbite. W ich miejsce wchodzą małe, kilkuosobowe grupy – dodaje.
Zdaniem kryminologa prof. Brunona Hołysta polscy gangsterzy nie wrócą już do brutalnych metod kradzieży sprzed 10 czy 20 lat. – U nas przyjmuje się zachodni model przestępczości zorganizowanej, czyli zysk bez ofiar. Kiedyś, aby ukraść samochód, trzeba było zabić właściciela. Dziś już nie trzeba tego robić. Zysk, ale bez przemocy jest najważniejszy – podkreśla profesor.
Ile może zarobić złodziej? – Ceny u paserów są zróżnicowane. Za nissana qashqai paser z Wielkopolski płacił 14–15 tys. zł, a z okolic Warszawy 6–7 tys. zł – ujawnił nam policjant zwalczający przestępczość samochodową.
Co dzieje się ze skradzionymi pojazdami ? W zdecydowanej większości trafiają one do tzw. dziupli, czyli miejsc, gdzie są przechowywane. Następnie idą pod młotek. Dosłownie. Rozbierane są na części. Paserzy upłynniają je na aukcjach internetowych oraz na giełdach samochodowych. Coraz częściej rozebrane samochody w częściach są też „eksportowane" na Wschód – na Białoruś i Ukrainę. Niektóre pojazdy złodzieje próbują legalizować, wykorzystując do tego skradzione w Niemczech dokumenty. W ten sposób tworzą im nową historię, a klientom wmawiają, że kupili je za granicą.
Niezwykle rzadko, ale jednak zdarzają się przypadki legalizacji „trefnych" aut w wydziałach komunikacji. W procederze tym współpracują urzędnicy. W maju tego roku prokuratura w Warszawie zakończyła niezwykle rozległe śledztwo w sprawie legalizacji skradzionych aut przez urzędników i przyjmowania przez nich łapówek. Przed sądem odpowiedzą aż 33 osoby.
Rozbicie grupy było możliwe m.in. dzięki zeznaniom świadka koronnego. Śledztwo w tej sprawie trwało kilka lat. Przez ten czas zarzutami objęto złodziei, paserów i osoby pomagające gangowi legalizować skradzione samochody na podstawie sfałszowanych dokumentów. Gang miał bowiem własnych fałszerzy dokumentów. – Na ich podstawie pracownicy wydziałów komunikacji m.in. z Ochoty i Woli legalizowali auta, mimo że wiedzieli, iż są kradzione. Robili to w zamian za korzyści materialne – wspomina prokurator Dariusz Ślepokura.
Śledczy ustalili, że gang w latach 1999–2001 ukradł i zalegalizował w sumie 180 samochodów o łącznej wartości 10 mln zł. Samochody były kradzione zarówno w Warszawie, jak i za granicą. W sumie 84 zarzuty przyjęcia korzyści majątkowych usłyszeli dwaj urzędnicy wydziału komunikacji, trzem osobom przedstawiono 81 zarzutów za wręczenie korzyści majątkowej urzędnikom, 18 osób dostało zarzuty za nabycie w złej wierze pojazdów pochodzących z kradzieży. Ponadto 11 osób usłyszało 54 zarzuty za sfałszowanie dokumentów służących do zarejestrowania skradzionych samochodów.
Policjanci radzą, aby przed kupnem samochodu sprawdzić, czy nie został on skradziony w innym kraju. Można to zrobić w każdym komisariacie.
Jadą na Zachód
Od kilku lat w stołecznej policji działa wydział, który zajmuje się ściganiem złodziei. Kryminalni przeprowadzają kontrole samochodów (sprawdzają wszystkie w kwadracie określonych ulic) i parkingów. Na ulicach, gdzie najczęściej dochodzi do kradzieży, ustawiają auta pułapki i wokół nich instalują małe kamery. Dzięki temu od kilku lat spada liczba kradzionych w stolicy pojazdów.
Policjanci ciągle nękają złodziei, dlatego rabusie coraz częściej wolą grasować w innych krajach. Przykład. Pod Piasecznem kryminalni odnaleźli trzy luksusowe bmw, astona martina (który określany jest potocznie samochodem Jamesa Bonda) i hondę civic. Samochody warte 1,5 mln zł zostały skradzione w Niemczech.
Okazuje się, że nasi złodzieje mają złą sławę w innych krajach: w Niemczech i Austrii, Włoszech, Hiszpanii, Francji i Belgii.
Dlaczego rabusie fatygują się, aby kraść auta kilkaset kilometrów od domu? – Rozpoznanie środowiska naszych złodziei samochodów przez policję niemiecką jest słabe. Tam łatwiej ukraść im pojazd, bo czują się anonimowi – kwituje policjant.
Kilka tygodni temu spektakularna akcja przeciwko polskim złodziejom samochodów miała miejsce w Wiedniu. W ręce kryminalnych wpadli wołomińscy złodzieje. Jak szacują stołeczni policjanci, wołomińscy gangsterzy mogli ukraść w okolicach Wiednia nawet tysiąc samochodów.
Policjanci z Wołomina ustalili, że dwaj złodzieje pojechali do Austrii. Do mężczyzn pociągiem z Warszawy do Wiednia dojechało też dwóch ich wspólników, którzy najprawdopodobniej mieli odebrać i przewieźć do Polski skradzione auta. Te informacje zostały przekazane policjantom w Austrii. Polscy i austriaccy funkcjonariusze, podejrzewając, że kolejny raz grupa będzie usiłowała dokonać kradzieży pojazdów, zaczęli obserwację miejsc, gdzie mogli przebywać przestępcy.
W Wiedniu zatrzymano 28-letniego Tomasza M. ps. Kocur, który jechał skradzioną kilka minut wcześniej hondą civic, 39-letniego Roberta B. ps. Szkarada oraz 27-letniego Arkadiusza T. ps. Abdul. Według policji są oni organizatorami i zarazem przywódcami grupy przestępczej. W wynajmowanym przez nich mieszkaniu w Wiedniu policjanci znaleźli przedmioty służące do kradzieży pojazdów, sfałszowane dokumenty i polskie tablice rejestracyjne.
W tym samym czasie policjanci wołomińskiej komendy wkroczyli na teren kilku posesji w Kobyłce, Wołominie, Markach i Duczkach. W Kobyłce, podczas demontażu skradzionej w Austrii hondy, zatrzymali 26-letniego Mariusza Cz. ps. Czerak i 28-letniego Przemysława S. Policjanci odzyskali trzy skradzione hondy, dwie toyoty oraz części innych pojazdów pochodzących z kradzieży na terenie Austrii.
To niejedyna tak spektakularna wpadka wołomińskich złodziei. Na masową skalę kradną też w Niemczech m.in. w okolicach Berlina, w Cottbus, we Frankfurcie nad Odrą oraz Poczdamie. Ich łupem mogło paść 150 aut, głównie samochody japońskich marek, m.in. hondy, toyoty, nissany.