System działał, nadzór był, a dziecko nie żyje – taka konkluzja zaczyna wyłaniać się z dyskusji o śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy. Jak pani patrzy na tę sprawę, analizując dostępne dotąd informacje?
Oczywiście trudno wypowiadać się bez znajomości pełnej dokumentacji oraz zgromadzonych akt w sprawie, ale z docierających do nas od miesiąca przekazów medialnych wynika jednoznacznie, że chłopiec od dawna nie powinien pozostawać pod opieką matki oraz jej partnera. Ustawa z 9 czerwca 2011 roku o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej została wprowadzona w życie między innymi po to, żeby nie dochodziło do takich tragedii. Już sama jej nazwa wskazuje, że pomoc rodzinie (jeżeli istnieje szansa, że rodzice z niej skorzystają) powinna być udzielana równolegle z pomocą i ochroną dla dziecka. A dodam tylko, że w tym kontekście rozmawiamy jedynie o tych, o których wiadomo, że są w trudnej sytuacji. Są też takie, o których nie mamy pojęcia i o których nigdy się nie dowiemy, i w których znajdują się dzieci potrzebujące ochrony instytucjonalnej.
Rodzinie Kamila systemowa pomoc – z tego, co wiemy – była udzielana.
Ale system tworzą ludzie. Jeśli do ośrodka pomocy społecznej czy jakiekolwiek innej instytucji zajmującej się udzielaniem pomocy dociera informacja, że coś złego dzieje się w rodzinie, to na miejsce jak najszybciej jest wysyłany pracownik socjalny, który ma zorientować się w sytuacji i podjąć odpowiednie działania. Pracownik socjalny powinien zażądać spotkania z dzieckiem i nie przyjmować tłumaczenia rodziców, że z jakichś powodów nie ma go w domu w trakcie wywiadu. Co więcej pracownik socjalny, jeżeli wymagają tego okoliczności, może sam podjąć działania i zabezpieczyć dziecko, a następnie jak najszybciej zawiadomić właściwy sąd.
Czytaj więcej
W Polsce brakuje całościowego systemu monitorowania przypadków krzywdzenia dzieci. Działamy od tragedii do tragedii - uważa adwokat Natalia Klima-Piotrowska, przewodnicząca komisji praw człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej