Nie powinniśmy się bać zabierać dzieci z dysfunkcyjnych rodzin

Dopóki nastawienie ludzi nie ulegnie zmianie, dopóty takie sytuacje, jak w przypadku Kamila, będą się zdarzały - uważa Joanna Zaremba-Stanulewicz, prawniczka i mediator sądowy w sprawach rodzinnych.

Publikacja: 11.05.2023 03:00

Nie powinniśmy się bać zabierać dzieci z  dysfunkcyjnych rodzin

Foto: Adobe Stock

System działał, nadzór był, a dziecko nie żyje – taka konkluzja zaczyna wyłaniać się z dyskusji o śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy. Jak pani patrzy na tę sprawę, analizując dostępne dotąd informacje?

Oczywiście trudno wypowiadać się bez znajomości pełnej dokumentacji oraz zgromadzonych akt w sprawie, ale z docierających do nas od miesiąca przekazów medialnych wynika jednoznacznie, że chłopiec od dawna nie powinien pozostawać pod opieką matki oraz jej partnera. Ustawa z 9 czerwca 2011 roku o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej została wprowadzona w życie między innymi po to, żeby nie dochodziło do takich tragedii. Już sama jej nazwa wskazuje, że pomoc rodzinie (jeżeli istnieje szansa, że rodzice z niej skorzystają) powinna być udzielana równolegle z pomocą i ochroną dla dziecka. A dodam tylko, że w tym kontekście rozmawiamy jedynie o tych, o których wiadomo, że są w trudnej sytuacji. Są też takie, o których nie mamy pojęcia i o których nigdy się nie dowiemy, i w których znajdują się dzieci potrzebujące ochrony instytucjonalnej.

Rodzinie Kamila systemowa pomoc – z tego, co wiemy – była udzielana.

Ale system tworzą ludzie. Jeśli do ośrodka pomocy społecznej czy jakiekolwiek innej instytucji zajmującej się udzielaniem pomocy dociera informacja, że coś złego dzieje się w rodzinie, to na miejsce jak najszybciej jest wysyłany pracownik socjalny, który ma zorientować się w sytuacji i podjąć odpowiednie działania. Pracownik socjalny powinien zażądać spotkania z dzieckiem i nie przyjmować tłumaczenia rodziców, że z jakichś powodów nie ma go w domu w trakcie wywiadu. Co więcej pracownik socjalny, jeżeli wymagają tego okoliczności, może sam podjąć działania i zabezpieczyć dziecko, a następnie jak najszybciej zawiadomić właściwy sąd.

Czytaj więcej

Tragedia Kamila niczego nie zmieni. Polski system działa od wypadku do wypadku

To niestety kolejny bufor, który zdaniem wielu komentujących nie zadziałał w przypadku Kamila.

Ja zawsze przywołuję art. 109 § 1 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, gdzie wprost napisano, że jeżeli dobro dziecka jest zagrożone, sąd wyda odpowiednie zarządzenia. Aby chronić dziecko, wystarczy podejrzenie zagrożenia (a nie już samo naruszenie), że coś złego dzieje się w rodzinie, że nie funkcjonuje ona prawidłowo, a dziecko w niej przebywające jest narażone na niebezpieczeństwo. Należy podjąć takie ryzyko, najważniejsza w tym przypadku jest ochrona dziecka. W powyższym przepisie został wymieniony katalog zarządzeń sądu opiekuńczego, jakie są najbardziej adekwatne w danej sytuacji, od najlżejszej aż do konieczności odseparowania dziecka od rodziców i umieszczenia w pieczy zastępczej.

Jak to, co na papierze ma się do rzeczywistości, którą obserwuje pani na sali sądowej?

Oczywiście znam wielu świetnych, doświadczonych sędziów rodzinnych, którzy kierują się nie tylko przepisami prawa, ale też zasadami psychologii i pedagogiki dziecka, a przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Niestety, zdarzają się również tacy sędziowie, którzy tego nie robią. Nie możemy pozwolić sobie na generalizowanie. Podkreślam, i z naciskiem powtarzam, że nie powinniśmy bać się zabierania dzieci od dysfunkcyjnych rodziców, i z takich rodzin. Martwi mnie fakt, że od kilku lat obserwuję tendencję do pozostawiania dzieci w takich rodzinach, którym próbuje się pomóc (niekiedy trochę na siłę, kosztem dzieci). Uważam, że w pierwszej kolejności należy chronić dziecko, czyli zabrać je z niebezpiecznego dla niego środowiska, niekiedy w trybie natychmiastowym, a dopiero potem podjąć współpracę z rodziną. Trudno powiedzieć, dlaczego tak nie stało się w przypadku Kamila. Niestety, czasem dając szansę rodzicom (niekiedy kilkukrotnie), sąd jeszcze bardziej komplikuje sytuację dziecka.

Bo po powrocie do domu czekają na nie te same problemy, co wcześniej?

W takich przypadkach sytuacja dzieci nie ulega zmianie, a wręcz pogarsza się, niekiedy rodzice wyładowują na nich swoją frustracje. Miałam do czynienia z rodzicami biologicznymi, którym sądy ze względu na niekiedy długotrwałe zaniedbania, stosowanie przemocy odbierały dzieci i umieszczały w pieczy zastępczej. W rodzinie zastępczej lub w pieczy instytucjonalnej z wielkim trudem nadrabiano z dziećmi zaległości, również zdrowotne, a następnie dzieci wracały do rodziców biologicznych, którzy ponownie dostawali drugą szansę - i ta nie została przez nich wykorzystana. Dzieci po jakimś czasie ponownie wracały w system pieczy zastępczej. Po powrocie do rodziców następował zupełny regres w ich rozwoju i wracały do punktu wyjścia.

Wniosek jest jednoznaczny: najlepszy system i najszczersze chęci innych nie pomogą, jeśli rodzice nie chcą się zmienić?

Zabranie dziecka rodzicom jest ostatecznością, a przynajmniej w założeniu winno być. Mają oni bowiem szereg narzędzi, z których mogą skorzystać, np. można przydzielić im choćby asystenta rodziny, który będzie z nimi pracować, pomoże im, wesprze i oceni, czy rzeczywiście dostatecznie się starają, aby nie ingerowano dalej w rodzinę. Ale rodzice naprawdę muszą tego chcieć, bo w pewnych przypadkach „głową muru się nie przebije”, i w pierwszej kolejności należy skupić się na dziecku, co do którego wiadomo, że nie może pod żadnym pozorem wrócić pod opiekę swoich rodziców. Chciałabym podkreślić, że zazwyczaj już po krótkim czasie pracy z rodziną widać, czy rodzice mają szanse, aby przezwyciężyć kryzys, w którym się znaleźli, czy nie. Takich przypadków nie jest dużo, czasem po prostu im na tym nie zależy. W sytuacji, w której dziecko znajduje się w pieczy zastępczej i wiadomo, że nie powróci pod opiekę rodziców, jest ono bezpieczne i zapewnia mu się rozwój. Gorzej, gdy praca z rodzicami nie przynosi żadnych efektów a dziecko pozostaje w dalszym ciągu pod ich opieką.

Czytaj więcej

Prokuratura ujawnia: 8-letni Kamil został skatowany, bo zrzucił telefon ojczyma

Rodzice to tylko dwie osoby, ale przecież wokół każdego dziecka jest ich znacznie więcej. Mówi pani, że o wielu bitych dzieciach nigdy się nie dowiemy. Jak powinno reagować otoczenie, żeby dostępne narzędzia prawne mogły zostać użyte?

Przepisy prawne nie są martwe, ale należy z nich skutecznie korzystać i mieć świadomość, że dla dziecka pobyt pod opieką rodziców, którzy nie są w stanie zaspokoić jego podstawowych potrzeb, którzy „biją i piją”, nie jest priorytetem. Dla dziecka najważniejsza rodziną jest taka, która zapewni mu bezpieczeństwo, stabilność oraz poczucie wartości. Tak jak mówiłam wcześniej, naszym obowiązkiem jest reagowanie w sytuacjach, w których widzimy, ale również domyślamy się, że dziecko jest krzywdzone. Dopóki nastawienie ludzi nie ulegnie zmianie, dopóty takie sytuacje, jak w przypadku Kamila, będą się zdarzały. Musimy mieć świadomość, że nawet klaps jest przemocą, a wielu nadal uważa, że tak nie jest, nawet wypowiadają się na ten temat publicznie. Bitemu dziecku trzeba pomóc bez względu na, kim się dla niego jest. System tworzą ludzie, i póki oni nie będą podejmować odpowiedniego działania, to system pozostanie wadliwy i nie będzie spełniać swojego zadania. A to, że działa źle, widzimy choćby w sytuacji, w której policja przez kilkanaście godzin jeździ po Poznaniu z odebranym z rodziny dzieckiem, którego nie ma gdzie umieścić. Niestety, niekiedy dziecko musi wrócić do domu rodzinnego.

System działał, nadzór był, a dziecko nie żyje – taka konkluzja zaczyna wyłaniać się z dyskusji o śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy. Jak pani patrzy na tę sprawę, analizując dostępne dotąd informacje?

Oczywiście trudno wypowiadać się bez znajomości pełnej dokumentacji oraz zgromadzonych akt w sprawie, ale z docierających do nas od miesiąca przekazów medialnych wynika jednoznacznie, że chłopiec od dawna nie powinien pozostawać pod opieką matki oraz jej partnera. Ustawa z 9 czerwca 2011 roku o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej została wprowadzona w życie między innymi po to, żeby nie dochodziło do takich tragedii. Już sama jej nazwa wskazuje, że pomoc rodzinie (jeżeli istnieje szansa, że rodzice z niej skorzystają) powinna być udzielana równolegle z pomocą i ochroną dla dziecka. A dodam tylko, że w tym kontekście rozmawiamy jedynie o tych, o których wiadomo, że są w trudnej sytuacji. Są też takie, o których nie mamy pojęcia i o których nigdy się nie dowiemy, i w których znajdują się dzieci potrzebujące ochrony instytucjonalnej.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo dla Ciebie
Tragedia Kamila niczego nie zmieni. Polski system działa od wypadku do wypadku
Podatki
Nierealna darowizna nie uwolni od drakońskiego podatku. Jest wyrok NSA
Samorząd
Lekcje religii po nowemu. Projekt MEiN pozwoli zaoszczędzić na katechetach
Prawnicy
Bodnar: polecenie w sprawie 144 prokuratorów nie zostało wykonane
Cudzoziemcy
Rząd wprowadza nowe obowiązki dla uchodźców z Ukrainy
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej