Pokazuje to sprawa Angeliki R., właścicielki studia urody w podłódzkim Konstantynowie, która zarzuca adwokatowi, że jej źle doradzał i obiecywał wygraną nawet po kolejnych porażkach. Chodziło o dwa nieudane kontrakty wynajmu dużych lokali na studio urody.
Dwie umowy, dwie porażki
Pierwsza umowa z 2008 r. dotyczyła najmu na pięć lat lokalu, w którym Angelika R. prowadziła generalny remont, który pochłonął ok. 100 tys. zł. Do uruchomienia studia jednak nie doszło, gdyż właścicielka budynku rozpoczęła remont dachu, co, choćby ze względów estetyczno-reklamowych, torpedowało przedsięwzięcie.
Angelika R. poszła do adwokata z pytaniem, co dalej robić. Usłyszała: wypowiedzieć umowę i złożyć pozew, sprawę mamy wygraną. Umowę wypowiedział szybko, ale pozew złożył dopiero po 4,5 miesiąca. Wynajmująca jednak zażądała zwrotu poniesionych nakładów i sprawa skończyła się odzyskaniem jedynie 15 tys. zł.
Druga umowa dotyczyła najmu lokalu w otwartej w marcu 2009 r. Galerii Konstantynów. W tym wypadku więcej najemców skonfliktowało się z wynajmującym, głównie z tego powodu, że galeria zdołała wynająć tylko część lokali, w rezultacie było mniej klientów, niż planowano.
– W pierwszej sprawie adwokat nie uprzedził, że wypowiedzenie umowy zawartej na czas określony narazi mnie na zwrot nakładów. W drugiej nie ostrzegł o konsekwencjach, jakie pociąga za sobą podpisanie klauzuli o dobrowolnym poddaniu się egzekucji (na podstawie art. 777 kodeksu postępowania cywilnego) aż do 450 tys. zł, przez co straciłam 150 tys. zł. O tym, że może być to problem, dowiedziałam się dopiero u notariusza, który zdziwiony zapytał, czy adwokat czytał tę umowę – mówi rozżalona kobieta.