Reklama

Piotr Prusinowski: W Sądzie Najwyższym pozostaje tylko zgasić światło

Za kilka dni Izba Pracy wyda ostatnią uchwałę „siódemkową”. Sąd Najwyższy umiera – mówi „Rz” sędzia Piotr Prusinowski, były prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN.

Publikacja: 16.09.2025 04:55

Były prezes Izby Pracy Sądu Najwyższego sędzia Piotr Prusinowski

Były prezes Izby Pracy Sądu Najwyższego sędzia Piotr Prusinowski

Foto: PAP/Rafał Guz

Jak pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej”, specjalnie utworzony zespół w Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądownictwa i Prokuratury kończy prace nad projektem nowej kompleksowej ustawy o Sądzie Najwyższym. Co pan sądzi o proponowanych rozwiązaniach?

Sąd Najwyższy umiera. Politycy zniszczyli go na naszych oczach. W Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych od 1 października 2025 r. będzie pracować tylko sześciu „starych” sędziów. Ostatnia uchwała w składzie siedmiu sędziów zostanie podjęta 24 września 2025 r. Potem nastanie cisza. Od dziewięciu lat do Izby nie trafił żaden profesor specjalizujący się w prawie pracy, jak również sędzia sądu apelacyjnego (poza sędzią Ewą Stryczyńską). Pozostaje podziękować wszystkim „reformatorom”, domorosłym specjalistom od sądownictwa. Polska jest wam wdzięczna. Cóż, przeciętność jest tak nieznośnie szara, próżno szukać w niej sprawiedliwości. Finita la commedia.

Czytaj więcej

Reforma Sądu Najwyższego prawie gotowa. Orzekać mają tylko doświadczeni sędziowie

Smutne. Nie wierzy pan, że dojdzie do zmian?

Doceniam pracę komisji kodyfikacyjnej. Projekt ustawy o Sądzie Najwyższym zmierza w dobrą stronę. Jednak co z tego? Racjonalność nie jest dziś w cenie. Problemem jest to, że sądownictwo, a w szczególności Sąd Najwyższy stał się częścią gry politycznej. Jak patrzę na działania większości parlamentarnej i słucham wypowiedzi ludzi z otoczenia pana prezydenta, to słyszę znane wszystkim słowa „nie dopuścimy do tego, by powróciła sytuacja, w której kobieta byłaby znowu kelnerką na bankiecie życia, przy którym ucztuje samiec”. Przyszłość Sądu Najwyższego znika w oparach absurdu. Różnica? „Seksmisja” pozostaje genialną, ponadczasową komedią, natomiast chocholi taniec polityków wokół Sądu Najwyższego jest tragedią. Coraz mniejszej liczbie osób to przeszkadza. Do szarości podobno można się przyzwyczaić, ja wolę kolory pastelowe.

Projekt zmian przewiduje likwidację Izby Odpowiedzialności Zawodowej i Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Podoba się panu to?

Te izby zostały sztucznie i na siłę utworzone. Chodziło tylko o to, aby „upchnąć” w Sądzie Najwyższym jak najwięcej „nowych” sędziów. Równie dobrze można stworzyć w Sądzie Najwyższym Izbę do Spraw Naprawy Dzwonków Tramwajowych. Sprawy znajdujące się w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej były wcześniej, przez trzydzieści lat rozpoznawane w Izbie Pracy. Nie było skarg i zaległości. No więc trzeba było to – jakby to ładnie powiedzieć – „zreformować”. Zawsze znajdą się politycy, którzy będą chcieli mieć „swój sąd”, takie swoje sądowe „dziecko”. Te dążenia „macierzyńskie” są bardzo silne, szczególnie, gdy rzecz dotyczy spraw wyborczych. Dziś Izby Kontroli Nadzwyczajnej żaden rozsądny i umiejący czytać prawnik nie uznaje za sąd, a w całej Europie wydawane przez tę Izbę wyroki uznawane są za „niebyłe”. No tak, ale wielu polityków żyje w przekonaniu, że „Kopernik była kobietą”, więc będą się bić o Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i wygłaszać te swoje „patriotyczne banialuki”. Słuchać hadko. Szarość trudno rozjaśnić.

Czytaj więcej

Jacek Dubois: Pomóżmy ministrowi Żurkowi
Reklama
Reklama

A likwidacja skargi nadzwyczajnej to dobry pomysł?

Mam lepszy pomysł. Stwórzmy skargę nadzwyczajną przysługującą od skargi nadzwyczajnej, a przy kolejnych wyborach parlamentarnych wygra ta opcja polityczna, która zaproponuje skargę przysługującą od skargi wnoszonej na skargę.

Pan ironizuje, a przecież to są poważne sprawy.

Ma pani rację, przepraszam. Wynika to stąd, że niebawem znów jadę do Sądu Najwyższego. Jak się pracuje w „domu wariatów”, to trzeba mieć zdystansowane podejście – takie antidotum na depresję. No dobrze, odpowiem inaczej. Czy widziała pani miasto, w którym tą samą trasą jeździłyby dwie odrębne linie tramwajowe? Nie? Ja też nie – to bezsensowne. Skarga nadzwyczajna dubluje inne nadzwyczajne środki zaskarżenia. Jest jak druga linia tramwajowa na tej samej trasie. Nie przekonuje mnie ten dualizm. W MPK to nie przejdzie, w Sejmie już tak.

Powinien istnieć środek ostatniej szansy, który w racjonalny sposób waży przeciwstawne wartości – pewność obrotu prawnego i kwalifikowane naruszenie prawa przez sąd. Skarga nadzwyczajna jest projektem politycznym

„Brzydko pachnie” również to, że dziś to polityk (minister sprawiedliwości) uznaniowo decyduje, w jakiej sprawie złoży skargę nadzwyczajną, a w jakiej nie. Sądy się mylą, tak jest, było i będzie. To pewne. Wady te trzeba eliminować. Nie ma nic bardziej degradującego zaufanie do wymiaru sprawiedliwości, niż wadliwe wyroki. Powinien istnieć środek ostatniej szansy, który w racjonalny sposób waży przeciwstawne wartości – pewność obrotu prawnego i kwalifikowane naruszenie prawa przez sąd. Skarga nadzwyczajna jest projektem politycznym, niespójnym w sferze wartości i funkcji postępowania sądowego, dlatego mnie nie przekonuje.

Do SN – wedle projektu, o którym rozmawiamy – nie będą mogli trafiać politycy, a także akademicy bez praktyki w sądzie. To chyba słuszny kierunek?

Problemem nie jest to, że polityk zostaje sędzią, to się w państwach demokratycznych zdarza. Problemem jest to, że w Polsce taki sędzia nie przestaje być politykiem. Konieczność wprowadzenia takiego zakazu świadczy tylko o tym, że polscy politycy nie dorośli do reguł demokratycznego państwa prawa, które koncentrują uwagę na wspólnym dobrze, a nie na partykularnych interesach poszczególnych grup. Wizja ta jest spoiwem wyznaczającym sens wymiaru sprawiedliwości. Sędzia widzi wspólnotę i to w jej imieniu wydaje wyroki, polityk dąży do władzy dla siebie i swojej grupy. Jeśli zostanie sędzią i nie skoryguje optyki, stanie się zaprzeczeniem funkcji, którą pełni. Czy zakaz coś zmieni? – jestem sceptyczny. Co do nauczycieli akademickich uważam, że postulowane zmiany są nietrafione. Sąd Najwyższy potrzebuje ludzi najlepszych i najmądrzejszych, zarówno tych najwybitniejszych „z praktyki”, jak i tych wybijających się w nauce prawa. Miałem ten zaszczyt pracować i orzekać z wybitnymi teoretykami prawa pracy – że wspomnę tylko o Zbigniewie Hajnie, Bogusławie Cudowskim, Krzysztofie Rączce. W licznych sprawach ich profesorskie spojrzenie weryfikowane było przez spojrzenie praktyka i na odwrót. Ostatecznie konfrontacja ta prowadziła do wypracowania mądrych rozwiązań, z których słynął kiedyś Sąd Najwyższy. Nie widzę racjonalnych powodów, aby blokować akademikom możliwości zostania sędzią.

Czytaj więcej

Panel prawników

Nowe izby SN do likwidacji. Co ze skargą nadzwyczajną? Panel ekspertów

Reklama
Reklama

Widzi pan szansę na to, żeby ten projekt po uchwaleniu wszedł w życie?

Nie. Projekt ten nie wejdzie w życie. Politycy musieliby zacząć działać dla dobra wspólnego, a nie tylko o nim mówić – to się nie zdarzy, bądźmy realistami. Poza tym ten projekt uniezależnia Sąd Najwyższy od polityków, a to nie jest w ich interesie. Stworzyli mętną wodę, którą bałamutnie nazwali reformą wymiaru sprawiedliwości, a teraz nie są zainteresowani jej oczyszczeniem. W państwie plemiennym sprawny i niezależny wymiar sprawiedliwości stanowi zagrożenie. Nie służy ani tym z „prawa”, ani tym „z lewa”. Będą mówić wielkie słowa, o Polsce, o niezawisłości sędziowskiej, a i tak nic nie zmienią. Smutne, szare, ale prawdziwe.

Ma pan zatem jakiś pomysł na unormowanie sytuacji w Sądzie Najwyższym?

Komisja kodyfikacyjna przedstawiła mądre i uzdrawiające Sąd Najwyższy pomysły. Można o nich dyskutować, co do szczegółów wymagają pewnie dopracowania. Nie w tym jednak rzecz. Sądownictwo jest dziś na kolanach. To polityk będzie decydował o kształcie Sądu Najwyższego. Mam takie wrażenie, że zarówno kolejna większość rządząca, jak i kolejny Prezydent RP traktują Sąd Najwyższy jak swój „plemienny łup”. Trochę przypomina to obraz Jana Matejki „Stańczyk”. Bal trwa, a Sąd Najwyższy umiera – za kilka dni Izba Pracy wyda ostatnią uchwałę „siódemkową”. Pozostaje tylko zgasić światło.

Czytaj więcej

Manowska skarży do TK nowelizację z czasów PiS. Chodzi o tzw. neosędziów

Jak pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej”, specjalnie utworzony zespół w Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądownictwa i Prokuratury kończy prace nad projektem nowej kompleksowej ustawy o Sądzie Najwyższym. Co pan sądzi o proponowanych rozwiązaniach?

Sąd Najwyższy umiera. Politycy zniszczyli go na naszych oczach. W Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych od 1 października 2025 r. będzie pracować tylko sześciu „starych” sędziów. Ostatnia uchwała w składzie siedmiu sędziów zostanie podjęta 24 września 2025 r. Potem nastanie cisza. Od dziewięciu lat do Izby nie trafił żaden profesor specjalizujący się w prawie pracy, jak również sędzia sądu apelacyjnego (poza sędzią Ewą Stryczyńską). Pozostaje podziękować wszystkim „reformatorom”, domorosłym specjalistom od sądownictwa. Polska jest wam wdzięczna. Cóż, przeciętność jest tak nieznośnie szara, próżno szukać w niej sprawiedliwości. Finita la commedia.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Praca, Emerytury i renty
Szef opublikował zdjęcie „chorej” pracownicy na weselu. Ekspert: „Nie zastanowił się”
Prawo rodzinne
Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok dla konkubentów. Muszą się rozliczyć jak po rozwodzie
Podatki
Inspektor pracy zamieni samozatrudnienie na etat - co wtedy z PIT, VAT i ZUS?
Sądy i trybunały
Minister Waldemar Żurek nie posłuchał kolegiów. Są kolejne dymisje w sądach
Sądy i trybunały
Spór w Trybunale Stanu. Adwokat tłumaczy, dlaczego sędzia Andrzejewski nie ma racji
Reklama
Reklama