Zakład  Pielęgniarsko-Opiekuńczy w Częstochowie boryka się z ogromnymi problemami finansowymi. Jest to lecznica przeznaczona dla dzieci do 4 roku życia, które cierpią na różne dysfunkcje. Rodzice nie są w stanie się nimi zająć a często są to maluchy porzucone.

Podobnych zakładów w kraju funkcjonuje kilkanaście. Ich sytuacja finansowa jest katastrofalna. Poseł Artur Bramora zażądał aby minister zdrowia aby ten  opracował przepisy, które natychmiast przyczynią się do poprawy sytuacji lecznic i ich podopiecznych. Poseł rozpoczął strajk głodowy w szpitalu.

Tymczasem wiceminister zdrowia Sławomir Neumann odpowiada posłowi, że w dużej mierze lecznica w Częstochowie sama przyczyniła się do pogorszenia swojej sytuacji. NFZ przeprowadził tam kontrolę,  z której wynikało, że palcówka w pierwszej połowie 2010 roku pobrała z Funduszu nienależne jej pieniądze. Zakład podawał bowiem, że 23 dzieci, które leczy muszą być odżywiane do jelitowo. Za takich pacjentów lecznica za każdy dzień opieki dostaje nie 77 zł a 215 zł. Fundusz uznał, że wówczas zakład nie miał takich podopiecznych i  zakwestionował więc nienależnie pobrane pieniądze. Zobowiązał tym samym placówkę do zwrotu 265 tys zł.

Dalej Ministerstwo Zdrowia, odpierając ataki za bark reakcji na problemy podopiecznych zakładów, wskazuje, że na terenie województwa Śląskiego obowiązuje najwyższa w skali kraju  stawka za dzień pobytu dziecka w placówce. Dyrektor tamtejszego oddziału Funduszu płaci lecznicom 120 zł podczas gdy średnia krajowa w zakładach opiekuńczych dla dzieci i młodzieży to 85 zł.