Minister spraw zagranicznych Belgii jest oficjalnie kandydatem na sekretarza generalnego Rady Europy, instytucji, która stoi na straży praw człowieka w Europie. Do czwartku mija czas na zgłaszanie kandydatów na następcę Norwega Thorbjoerna Jaglanda. Reynders ma mocne karty.
Belgia jest jednym z dziesięciu krajów założycieli RE, nigdy nie miała tego stanowiska, a sam Reynders ma ogromne doświadczenie w polityce krajowej i międzynarodowej. Nieprzerwanie w rządzie federalnym Belgii, kierowanym przez różnych premierów, od 1999 r. Był przez 12 lat ministrem finansów, od 2011 r. jest szefem MSZ, a od miesiąca również ministrem obrony. Obecny sekretarz generalny kończy swoją kadencję latem przyszłego roku, zatem Reynders ma nadzieję, że zanim go zastąpi, zdąży jeszcze poprowadzić swoją partyjną listę frankofońskich liberałów w wyborach krajowych i europejskich w maju 2019 r. – Jestem kandydatem, ale do tego czasu jest jeszcze wiele do zrobienia w Belgii – powiedział.
Obecny sekretarz generalny sprawuje tę funkcję już dwie kadencje, od 2009 r. W wyścigu o stanowisko sekretarza generalnego RE jego kontrkandydatem był Włodzimierz Cimoszewicz. W głosowaniu Zgromadzenia Parlamentarnego RE Norweg dostał 165 głosów, a Polak – 80.
Pięć lat później w 2014 r. konkurentką Jaglanda była Sabine Leutheusser-Schnarrenberger, była minister sprawiedliwości w niemieckich rządach Kohla i Merkel. Tym razem Norweg dostał 156 głosów, a Niemka – 93 głosy.
Ewentualny sukces Reyndersa może, paradoksalnie, pomóc szefowi belgijskiego rządu w staraniach o wysokie stanowiska w UE. Bo zarówno Reynders, jak i Charles Michel mają nieskrywane ambicje międzynarodowe. I ten pierwszy mógłby blokować kandydaturę tego drugiego na stanowiska szefa Komisji Europejskiej (obecnie zajmowane przez Jeana-Claude'a Junckera) lub Rady Europejskiej (obecnie zajmowane przez Donalda Tuska).