– Pan się myli, nigdy tego zawodu nie uprawiałam – odpowiedziała premier Margaret Thatcher, gdy w brytyjskim parlamencie poseł opozycji krzyknął do niej "Ty k...".
Tak wulgarnych okrzyków w polskim Sejmie się nie słyszy, choć posłowie nie przebierają w słowach. Jak w piątek, gdy podczas debaty nad podniesieniem wieku emerytalnego z ław PiS na Donalda Tuska krzyczano "kłamca, kłamca". Często bywa jednak gorzej.
Stenogram prawdy nie powie
Najgłośniejsze okrzyki, te, które "zbierze" mikrofon, trafiają do sejmowych stenogramów. Zaznaczane są nawiasami. Stenografowie nie zawsze potrafią przypisać okrzyki konkretnym osobom. Wtedy zamiast autora piszą "głos z sali". W ten sposób do historii nie trafiają najgłośniejsi posłowie zasiadający w ostatnich rzędach. A to oni najczęściej krzykiem próbują zaznaczyć swoją obecność.
W ten sposób trudno się dowiedzieć o wielu interakcjach, jakie mają miejsce na sali plenarnej Sejmu.
Opinia publiczna dowiedziała się o "naćpanej hołocie", czyli określeniu Leszka Millera pod adresem Klubu Ruchu Palikota, ale nie o okolicznościach temu towarzyszących. Wydarzenie miało miejsce w czasie debaty nad kierunkami polityki zagranicznej. Sejm raczej spokojnie przysłuchiwał się wystąpieniom klubowym kolejnych partii. Miller, jako przedstawiciel przedostatniego klubu, musiał czekać na swoją kolej. Salę opuścili Janusz Palikot i jego faktyczny zastępca Andrzej Rozenek. Posłowie Ruchu Palikota zaczęli szaleć. Przemówieniu Millera towarzyszyły okrzyki, że za więzienia CIA lider SLD sam trafi za kraty i że kiedyś był na postronku Moskwy, a teraz Waszyngtonu. Kolegę próbował ratować Tadeusz Iwiński, mówiąc do posłów RP, że "tu jest Sejm". Wtedy usłyszał od nich, że też trafi do więzienia. – Na mojej wysokości siedzi poseł Penkalski. Więc mu powiedziałem, że on powinien darować sobie te okrzyki, bo sam siedział w więzieniu – opowiada Iwiński. W odpowiedzi usłyszał, że też będzie siedział i że oberwie "w ryj".
Rozgorączkowanych posłów RP uspokoił dopiero Miller, mówiąc o "naćpanej hołocie". – Nie życzymy sobie ubliżania – protestował Jacek Kwiatkowski. – Jak pan się zachowuje – odkrzyknął Armand Ryfiński, choć sam wcześniej miotał obelgi.
– Posłowie Palikota najbardziej przesadzają – przyznaje Eugeniusz Grzeszczak z PSL, wicemarszałek, który najbardziej rygorystycznie prowadzi obrady. A Ireneusz Raś z PO ze spokojem przyznaje: – Jestem trzecią kadencję w Sejmie i już nie robi to na mnie wrażenia. Trzeba przywyknąć.
Szalikowcy z Klubu PO
– U nas w klubie posłowie z tylnych rzędów lubią pokrzykiwać na Stefana Niesiołowskiego. Gdy na przykład coś na sali nie działa, to krzyczą "Niesioł zepsuł" – mówi Maks Kraczkowski z PiS. Okrzyki pod adresem byłego wicemarszałka to efekt tego, że Niesiołowski jest jednym z najgłośniejszych sejmowych krzykaczy.
Sądząc ze stenogramów z PiS, najaktywniejsze w wykrzykiwaniu "zwischenrufów" są posłanki – Anna Paluch, Anna Zalewska, Jadwiga Wiśniewska. Także posłowie Stanisław Pięta, Marek Suski, Dariusz Seliga. Z PO – oprócz Niesiołowskiego – grupa młodszych posłów: Roman Kosecki, Jakub Rutnicki, Jakub Szulc. Posłowie PiS nazywają ich "szalikowcami Platformy".