Poseł do posła: chcesz w ryj?

Język (nie)parlamentarny. Zakrzykują, drwią, obrażają – na sali sejmowej nie zawsze panują dobre obyczaje

Aktualizacja: 28.04.2012 02:26 Publikacja: 27.04.2012 21:49

Stefan Niesiołowski (PO)

Stefan Niesiołowski (PO)

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

– Pan się myli, nigdy tego zawodu nie uprawiałam – odpowiedziała premier Margaret Thatcher, gdy w brytyjskim parlamencie poseł opozycji krzyknął do niej "Ty k...".

Tak wulgarnych okrzyków w polskim Sejmie się nie słyszy, choć posłowie nie przebierają w słowach. Jak w piątek, gdy podczas debaty nad podniesieniem wieku emerytalnego z ław PiS na Donalda Tuska krzyczano "kłamca, kłamca". Często bywa jednak gorzej.

Stenogram prawdy  nie powie

Najgłośniejsze okrzyki, te, które "zbierze" mikrofon, trafiają do sejmowych stenogramów. Zaznaczane są nawiasami. Stenografowie nie zawsze potrafią przypisać okrzyki konkretnym osobom. Wtedy zamiast autora piszą "głos z sali". W ten sposób do historii nie trafiają najgłośniejsi posłowie zasiadający w ostatnich rzędach. A to oni najczęściej krzykiem próbują zaznaczyć swoją obecność.

W ten sposób trudno się dowiedzieć o wielu interakcjach, jakie mają miejsce na sali plenarnej Sejmu.

Opinia publiczna dowiedziała się o "naćpanej hołocie", czyli określeniu Leszka Millera pod adresem Klubu Ruchu Palikota, ale nie o okolicznościach temu towarzyszących. Wydarzenie miało miejsce w czasie debaty nad kierunkami polityki zagranicznej. Sejm raczej spokojnie przysłuchiwał się wystąpieniom klubowym kolejnych partii. Miller, jako przedstawiciel przedostatniego klubu, musiał czekać na swoją kolej. Salę opuścili Janusz Palikot i jego faktyczny zastępca Andrzej Rozenek. Posłowie Ruchu Palikota zaczęli szaleć. Przemówieniu Millera towarzyszyły okrzyki, że za więzienia CIA lider SLD sam trafi za kraty i że kiedyś był na postronku Moskwy, a teraz Waszyngtonu. Kolegę próbował ratować Tadeusz Iwiński, mówiąc do posłów RP, że "tu jest Sejm". Wtedy usłyszał od nich, że też trafi do więzienia. – Na mojej wysokości siedzi poseł Penkalski. Więc mu powiedziałem, że on powinien darować sobie te okrzyki, bo sam siedział w więzieniu – opowiada Iwiński. W odpowiedzi usłyszał, że też będzie siedział i że oberwie "w ryj".

Rozgorączkowanych posłów RP uspokoił dopiero Miller, mówiąc o "naćpanej hołocie". – Nie życzymy sobie ubliżania – protestował Jacek Kwiatkowski. – Jak pan się zachowuje – odkrzyknął Armand Ryfiński, choć sam wcześniej miotał obelgi.

– Posłowie Palikota najbardziej przesadzają – przyznaje Eugeniusz Grzeszczak z PSL, wicemarszałek, który najbardziej rygorystycznie prowadzi obrady. A Ireneusz Raś z PO ze spokojem przyznaje: – Jestem trzecią kadencję w Sejmie i już nie robi to na mnie wrażenia. Trzeba przywyknąć.

Szalikowcy z Klubu PO

– U nas w klubie posłowie z tylnych rzędów lubią pokrzykiwać na Stefana Niesiołowskiego. Gdy na przykład coś na sali nie działa, to krzyczą "Niesioł zepsuł" – mówi Maks Kraczkowski z PiS. Okrzyki pod adresem byłego wicemarszałka to efekt tego, że Niesiołowski jest jednym z najgłośniejszych sejmowych krzykaczy.

Sądząc ze stenogramów z PiS, najaktywniejsze w wykrzykiwaniu "zwischenrufów" są posłanki – Anna Paluch, Anna Zalewska, Jadwiga Wiśniewska. Także posłowie Stanisław Pięta, Marek Suski, Dariusz Seliga. Z PO – oprócz Niesiołowskiego – grupa młodszych posłów: Roman Kosecki, Jakub Rutnicki, Jakub Szulc. Posłowie PiS nazywają ich "szalikowcami Platformy".

– We wszystkich klubach są posłowie, którzy mają taki temperament, że ciężko im się powstrzymać – twierdzi Antoni Mężydło z PO.

Stefan Niesiołowski siedzi w pierwszym rzędzie. Z tego powodu w stenogramie roi się od jego okrzyków. Niektóre z nich znacznie przekraczają granice kultury. Tak było, gdy przemawiający z mównicy sejmowej Antoni Macierewicz powiedział, że nie życzy sobie, aby Niesiołowski zwracał się do niego po imieniu. – Co ty możesz sobie życzyć, cymbale – odpowiedział mu poseł PO.

W ogóle posłowie, pokrzykując, często zapominają o podstawowych formach grzecznościowych. Nawet wobec gości Sejmu. Np. osób przedstawiających obywatelskie projekty ustaw. Bez litości posłowie zachowywali się wobec Ireneusza Lipeckiego, który prezentował projekt ustawy o wstrzymaniu prywatyzacji firmy Lotos. Lipecki na początku swojego wystąpienia użył słowa "rozpoczęłem". – Rozpocząłem – poprawiły go głosy z sali. Dalej było tylko gorzej. – Szybciej mów. Szybciej – ponaglał go Niesiołowski. – Szanowni panowie ministrowie, mam wielką prośbę. Nie przywykłem do połajanek i nie jestem z panem na ty, panie marszałku Niesiołowski – odpowiedział Lipecki. – Na szczęście – odburknął polityk.

Podobnie było, gdy przemawiał przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda. – Ja panu nigdy nie przeszkadzałem – zwrócił się Duda do Niesiołowskiego, gdy ten zaczął głośno komentować jego przemówienie. – Przeszkadza pan cały czas – odpowiedział mu Niesiołowski. Jednak związkowiec skutecznie usadził polityka, dzięki czemu miał spokój do końca swojego wystąpienia: – Niech się pan zachowuje, dobrze? Trochę kultury, dobrze?

– Wyłączyć tego prostaka – krzyknął Niesiołowski, gdy poseł PiS Dawid Jackiewicz nazwał ministra skarbu "urzędasem". – Ciszej, nie krzycz – odkrzyknął Małgorzacie Gosiewskiej, gdy ta poprosiła marszałek Ewę Kopacz o uciszenie sali. – Do psychiatry – wykrzykiwał w czasie przemówienia Macierewicza. – Kończ już te brednie – to do Marcina Mastalerka z PiS w czasie debaty na temat przywrócenia ulg na bilety dla studentów.

Złośliwe poprawianie

Posłowie lubią łapać za słówka, gdy mówca wyrazi się niepoprawnie. – Rozporządzenie włancza sprzecznie z zasadą... – mówiła Krystyna Pawłowicz z PiS. – Włącza – poprawiły głosy z sali. – Proszę, nie przeszkadzajcie mi państwo, mówimy o sprawach poważnych. Rozporządzenie włancza... – ponownie zaczęła Pawłowicz. – Włącza – znów odezwała się sala. – Włącza. Co za nieuctwo – dołączył się Niesiołowski. – Niech pan Niesiołowski mnie nie poucza. Niech pan się sam nauczy mówić. Do tej pory myślałam, że jestem w Sejmie, ale jestem w stodole – odgryzła się Pawłowicz.

Coś podobnego spotkało nawet absolwenta Oksfordu, czyli Radosława Sikorskiego. – Nie wiem, co to jest pajdokracja... – zwrócił się do Tadeusza Iwińskiego. – To szkoda. Teraz uczą tego w szkołach średnich – odpowiedział poseł SLD.

Dowcipem błysnęła Dorota Arciszewska[pauza]Mielewczyk z PiS w czasie przemówienia Łukasza Gibały, który krótko wcześniej przeszedł z PO do Ruchu Palikota. – Szanowna pani marszałek, marszałkini! Wysoka Izbo! Przechodzę do... – przemawiał poseł RP. – Trzeba się teraz pilnować – rzuciła posłanka PiS. – Przechodzę do konkluzji – dokończył Gibała.

Wiele "zwischenrufów" to brutalne docinki lub riposty. Gdy Armand Ryfiński z RP nazwał Bartosza Arłukowicza socjopatą, posłowie PO nie pozostali dłużni. – Jesteś chyba na głodzie – usłyszał. – Biedne dziecko – usłyszał ze strony PiS Cezary Tomczyk z PO, gdy mówił, że ma dwumiesięcznego synka.

Aby jednak być sprawiedliwym, trzeba zaznaczyć, że krzykacze nie są większością. Jednocześnie wiele z gwałtownych wymian okrzyków ma uzasadnienie – są naturalną częścią debat na temat najważniejszych głosowań.

Są też debaty, gdzie "zwischenrufy" świadczą o tym, że słuchacze żywo interesują się problemem. Oraz że znają się na omawianym temacie. Głośno, ale zupełnie bez chamskich odzywek, jest na debatach poświęconych np. sprawom rolnictwa lub zdrowia. Najgłośniejsi sejmowi krzykacze w nich nie uczestniczą, bo się na tym nie znają. Właściwie na niczym zbyt dobrze się nie znają, więc rekompensują to okrzykami na tych debatach, które transmitują  telewizje.

– Pan się myli, nigdy tego zawodu nie uprawiałam – odpowiedziała premier Margaret Thatcher, gdy w brytyjskim parlamencie poseł opozycji krzyknął do niej "Ty k...".

Tak wulgarnych okrzyków w polskim Sejmie się nie słyszy, choć posłowie nie przebierają w słowach. Jak w piątek, gdy podczas debaty nad podniesieniem wieku emerytalnego z ław PiS na Donalda Tuska krzyczano "kłamca, kłamca". Często bywa jednak gorzej.

Stenogram prawdy  nie powie

Najgłośniejsze okrzyki, te, które "zbierze" mikrofon, trafiają do sejmowych stenogramów. Zaznaczane są nawiasami. Stenografowie nie zawsze potrafią przypisać okrzyki konkretnym osobom. Wtedy zamiast autora piszą "głos z sali". W ten sposób do historii nie trafiają najgłośniejsi posłowie zasiadający w ostatnich rzędach. A to oni najczęściej krzykiem próbują zaznaczyć swoją obecność.

W ten sposób trudno się dowiedzieć o wielu interakcjach, jakie mają miejsce na sali plenarnej Sejmu.

Opinia publiczna dowiedziała się o "naćpanej hołocie", czyli określeniu Leszka Millera pod adresem Klubu Ruchu Palikota, ale nie o okolicznościach temu towarzyszących. Wydarzenie miało miejsce w czasie debaty nad kierunkami polityki zagranicznej. Sejm raczej spokojnie przysłuchiwał się wystąpieniom klubowym kolejnych partii. Miller, jako przedstawiciel przedostatniego klubu, musiał czekać na swoją kolej. Salę opuścili Janusz Palikot i jego faktyczny zastępca Andrzej Rozenek. Posłowie Ruchu Palikota zaczęli szaleć. Przemówieniu Millera towarzyszyły okrzyki, że za więzienia CIA lider SLD sam trafi za kraty i że kiedyś był na postronku Moskwy, a teraz Waszyngtonu. Kolegę próbował ratować Tadeusz Iwiński, mówiąc do posłów RP, że "tu jest Sejm". Wtedy usłyszał od nich, że też trafi do więzienia. – Na mojej wysokości siedzi poseł Penkalski. Więc mu powiedziałem, że on powinien darować sobie te okrzyki, bo sam siedział w więzieniu – opowiada Iwiński. W odpowiedzi usłyszał, że też będzie siedział i że oberwie "w ryj".

Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich