Jeśli potwierdzą się krążące informacje na temat kształtu nowego rządu Mateusza Morawieckiego, oznaczać to będzie, że powstał kolejny rząd przejściowy. Napięcie pomiędzy skrzydłami radykalnym i pragmatycznym będzie olbrzymie.
Pierwsze reprezentują Zbigniew Ziobro, ale też Przemysław Czarnek, typowany na ministra edukacji i szkolnictwa wyższego, który zasłynął wypowiedzią, że homoseksualiści nie są równi normalnym ludziom,
czy Michał Woś typowany na ministra do spraw wojny ideologicznej. A drugie – Mateusz Morawiecki czy Jarosław Gowin, który ma objąć resort rozwoju. Rząd znów będzie pełen frakcji i konfliktów, znowu będzie stał w rozkroku. A jedynym, który to wszystko ma sklejać, będzie Jarosław Kaczyński, który tym razem zadba o równowagę sił nie z zewnątrz, ale ze środka rządu.
Ktoś powie, że tak zróżnicowany gabinet to świetny pomysł, ponieważ będzie odzwierciedlać całe spektrum światopoglądowe prawicy – od strony radykalnej, bliskiej Konfederacji, aż po skrzydło bardziej umiarkowane, centrowe. Można też przekonywać, że polityka jest sferą kompromisu, że nigdy nie osiąga się pełnej stawki i gra toczy się środkiem. Tak, to z pewnością prawda.
Kłopot w tym, że to wewnętrzne napięcie przestało już być siłą Zjednoczonej Prawicy i ostatnio doprowadziło do najgłębszego konfliktu od początku jej istnienia.